The post Motocyklizm. Droga do mindfulness jest już w sprzedaży! appeared first on Big Biker.
]]>The post Motocyklizm. Droga do mindfulness jest już w sprzedaży! appeared first on Big Biker.
]]>The post Parada szczurów appeared first on Big Biker.
]]>The post Parada szczurów appeared first on Big Biker.
]]>The post Motocyklizm. Droga do mindfulness – fragment appeared first on Big Biker.
]]>„Jeśli spytasz motocyklistów, po co jeżdżą motocyklem, większość z nich odpowie Ci, że dla samej przyjemności jazdy.
Sama zaś przyjemność motocyklowej jazdy nie istnieje w przyszłości. Ona istnieje tylko i wyłącznie w trakcie jazdy. W chwili teraźniejszej — kiedy jedziesz motocyklem. Jeśli przyjemność motocyklowej jazdy ma być tym, co dopiero ma nastąpić, zdarzeniem z przyszłości, to nie jest przyjemnością, a jedynie jej obietnicą. A to dwie zupełnie różne rzeczy. Kiedy wybierasz się na przejażdżkę, mówisz sobie: „Przejadę się i będzie fajnie”. Kiedy siedzisz na motocyklu i jedziesz, jest fajnie. Wydawałoby się, że to niewielka różnica, ale właśnie w niej zawarte jest wszystko to, co nazywamy mindfulness i co ostatnio robi tak niezwykłą i zasłużoną furorę na całym świecie.
I tutaj pytanie: czy to jest książka o mindfulness, czy o motocyklach? Co więcej, to pytanie natychmiast rodzi kolejne: czy to jest książka dla motocyklistów, czy dla osób zainteresowanych mindfulness? Otóż i dla tych, i dla tych. Cóż bowiem stoi na przeszkodzie, by zarówno motocyklista, jak i niemotocyklista przeczytał, jak za pomocą metafory motocykla można wytłumaczyć to, co wiąże się z obszarem uważności? Zapewniam Cię, drogi Czytelniku, że obaj lekturą tej książki mogą być bardzo zaskoczeni. Ktoś, kto interesuje się technikami mindfulness, otrzyma, w moim przekonaniu, niezwykle pojemną metaforę, która w prosty sposób tłumaczy założenia medytacji, braku oceny i identyfikacji, ścieżki duchowej zen, filozofii tao i wielu innych intrygujących idei, służących do zrozumienia i eksploracji własnej uważności oraz świadomej obecności w tu i teraz. Z drugiej strony motocyklista może na kartach tej książki odkryć, jak uprawiając motocyklizm, znalazł się naprawdę blisko uchwycenia czegoś, co przez tysiące lat zaprzątało umysły mnichów i mistyków wszystkich religii, wyznań i systemów filozoficznych świata. Bo motocyklizm ma w sobie niewiarygodną moc — dla każdej ze stron. Raz bowiem staje się intrygującą metaforą, innym zarazem prostą wykładnią rządzących ludzkim umysłem idei i mechanizmów. I kolejne pytanie: czy aby na pewno eksplorator mindfulness musi sięgać po metaforę motocykla, by głębiej zajrzeć w eksplorowany obszar? Oczywiście nie — to jedynie jedna z możliwości. Dla mnie stanowiąca bezcenne odkrycie, które pozwoliło mi spojrzeć na meandry duchowego rozwoju w nowy, nieznany dotąd sposób. A czy motocyklista musi się interesować mindfulness i znać na nim? Odpowiem kolejnymi pytaniami: a czy ptaki, by latać, muszą znać się na ornitologii? Albo czy świetny aktor, umiejący swoim talentem porwać tłumy, koniecznie musi być dobrym teatrologiem? Nie, ani ptaki nie muszą się znać na teorii lotu, ani motocykliści na mindfulness, mimo że aby uprawiać motocyklizm, z wielu technik mindfulness muszą korzystać. Nie inaczej!
Motocyklizm jest jak nasze życie — również wiedzie nas różnymi drogami i do różnych celów. Czasem to droga wyboista, czasem pada deszcz i zaciąga gradem. Innym zarazem słońce przyjemnie świeci, a cała natura pozwala nam odczuć, że staliśmy się jej częścią. Zawsze — i na motocyklu, i w życiu — raz jest tak, a innym razem inaczej. Po każdym życiowym zakręcie pojawia się (chociaż na chwilę) odcinek prostej. Po każdym życiowym dołku pojawia się jakiś wierzchołek. Żeby przeżyć na motocyklu, podobnie jak w życiu, trzeba być w nim obecnym, tu i teraz. Być świadomym tego, co Cię właśnie otacza, z czym masz do czynienia i jakich dokonujesz w chwili obecnej wyborów. Wtedy i żyje się łatwiej, i łatwiej prowadzi się motocykl. To najprostsza definicja mindfulness: bądź świadomy, że właśnie prowadzisz swój życiowy motocykl. Możesz myśleć o tym, co Cię czeka za kolejnym zakrętem, i o celu, do którego zmierzasz. Ale równie dobrze możesz być świadomy wyłącznie tego, co się dzieje w trakcie tej jazdy. I wtedy dopiero zaczynasz się cieszyć przejażdżką. Odkrywasz, że może być zachwycająca, tyle że wcześniej tego po prostu nie dostrzegałeś. Szukałeś Graala gdzieś w przyszłości. Niepotrzebnie, bo od zawsze był i jest z Tobą cały czas. Tu i teraz.
Potrzebujesz wyłącznie uważności, by się o tym przekonać!”
The post Motocyklizm. Droga do mindfulness – fragment appeared first on Big Biker.
]]>The post Wesołych motocyklowych świąt! appeared first on Big Biker.
]]>The post Kredens 2017 – pierwsze przecieki appeared first on Big Biker.
]]>A zatem jedni mówią, że będzie to półautomat (DCT), inni, że silnik hybrydowy. Ktoś się dowiedział, że podobno nowy kredens ma mieć jakiś kosmiczny widelec, za którego sprawą nie da się w ogóle tego motocykla przewrócić (a założymy się, że dałbym radę?). Projektanci chcą motocyklowi dodać jeszcze kilkadziesiąt przycisków (jakby tych obecnych było mało), co ma sugerować montaż specjalnego systemu infotaiment wyposażonego w kilka ekranów TFT, radio wespół z modułem GPS standardowo ze stałą komunikacją satelitarną plus oczywiście system nagłośnieniowy 80W z systemem (i tu ilość się waha w zależności od źródła przecieku) od 6 do 8 głośników. Następnie ten nowy robocop ma mieć kilka trybów jazdy do wyboru, półautomatyczne zawieszenie i wszystkie możliwe kontrolery trakcji wymyślone przez ludzkość do tej pory. Na dokładkę wodoodporne siedzenia, podstawową pojemność bagażową 150 L i oprócz dotychczasowego ciepłego nawiewu na kolana i podgrzewanych manetek, jeszcze podgrzewacze foteli oraz podłóg, żeby bikerowi w stópcie nie zawiewało. Bulnąć za to cacko trzeba będzie jakieś 30 tys. dolców, przy czym to jedynie bardzo wstępne kalkulacje, bo nigdy nie wiadomo, co przez najbliższy rok jeszcze do tego modelu zostanie dołożone.
Proponuję zatem wspomóc inżynierów i projektantów malujących Kredens 2017 i podpowiedzieć im co nieco, celem rozważenia i inspiracji. A zatem, chłopaki, zamontujcie tam jeszcze koniecznie:
1. Ciśnieniowy ekspres do kawy z automatycznie odmierzanym niesłodzonym mlekiem sojowym oraz małą zmywarką na kubek, żeby było co z nim zrobić, jak już się podelektujemy kawową rozkoszą w trakcie jazdy.
2. Co najmniej trzy małe – sprytnie poukrywane – lodówki na piwo. Muszą być trzy, bo do istnienia jednej od razu się można przyznać przed żoną, przez co ta właśnie jedna będzie odtąd zaprzątać jej uwagę i jednocześnie odwróci uwagę od pozostałych, a wiadomo, że jedno wypite piwo po motocyklowej jeździe wywołuje taki niedosyt wrażeń, jak widok wywracającego się Justina Biebera, który sobie przy okazji nic nie złamał.
3. Ukryty przycisk uruchamiający na głównym ekranie komunikat: „System bluetooth out of order”, żeby pokazać krzyczącej do słuchawki pasażerce, że niestety jej krzyku sam system nie wytrzymał i się zepsuł.
4. Obok tych podgrzewanych podłóg pod stopy jeszcze takie w sam raz przymierzone małe baseniki z rybkami Garra Rufa (to te co wpierdzielają martwy naskórek spomiędzy palców stóp – nie próbowałem, ale podobno czad!).
5. Do modułu radia dodać jeszcze satelitarne łącze internetowe gwarantujące bycie on-line wszędzie i koniecznie do tych kilku ekranów jeszcze kamerki, żeby sobie można było strzelać selfie i do razu wrzucać na fejsa i instagrama plus głosowy moduł odczytywania ilości lajków pod tymi zdjęciami, żeby być na bieżąco z personal brandingiem.
6. Wysuwany ruszt, który w trakcie jazdy nagrzewa się od silnika i na którym można (też w trakcie jazdy) ustawić kiełbaski. Ja wprawdzie nie szamam mięcha, ale chętnie popatrzę jak skwierczą.
7. Od razu dwa dodatkowe akumulatory i dziesięć kilometrów listw światełek LED, żeby chłopaki z klubu kredensów przed zlotem nie musieli się aż tak napocić jak do tej pory. I od razu też trzeba dodać kilka dodatkowych trybów jazdy: nocny, nocny choinkowy, stroboskopowy i konkursowy: „kto zgadnie, która lampka teraz zaświeci?”
No co? Jak już się bawić w koncept Kredens 2017 to na maksa:-) A gdyby ktokolwiek miał wątpliwości, to po raz kolejny (i już zupełnie poważnie) oświadczam, że mam zamiar w swojej motocyklowej karierze prędzej czy później wylądować właśnie na kredensie, czy jego odpowiedniku innej marki. Jeszcze nie teraz, ale prędzej czy później tak się stanie i nawet nie wiecie, jak wielu z was to dotyczy…
The post Kredens 2017 – pierwsze przecieki appeared first on Big Biker.
]]>The post Electra Glide in Blue appeared first on Big Biker.
]]>Zaczęło się obiecująco. Za reżyserię wziął się James William Guercio – amerykański muzyk i przy okazji producent pierwszych albumów grupy Chicago. Żeby zatrudnić już wówczas znakomitego operatora Conrada Halla James obniżył swojej reżyserskie honorarium do jednego dolara. Było warto, bo po pierwsze Hall to potrójny oscarowiec („Butch Cassidy and the Sundance Kid” 1969; „American Beauty” 1999; „Droga do zatracenia” 2002). I to z pewnością jednen z walorów filmu – piękne krajobrazy dróg Arizony i Utah i całkiem przyzwoicie kręcone motocykle. O co zaś chodzi w fabule? Oto policjant John Wintergreen przemierza na białej policyjnej Electrze Glide stanowe drogi, wypisując mandaty i marząc o karierze detektywa w kryminalnej. Pewnego razu trafia na pozorowane samobójstwo i jako jedyny odkrywa, że chodzi tu o morderstwo, co otwiera mu drogę do zostania detektywem. Jednak szybko okazuje się, że bzyka tę samą barmankę co jego przełożony i… wraca z powrotem na stanowe drogi i do swojego motocykla (to tu mówi jak go nie znosi). Przy okazji okazuje się, że jego kumpel, policjant, zwinął z miejsca zbrodni 5 tys. dolców i kupił sobie za to nowiutką Electrę Glide w kolorze niebieskim, za co czeka go kara. Wintergreen po prostu go zabija, kiedy kumplowi nieco odbija. Na końcu, ścigając hipisowskiego busa, sam zostaje odstrzelony z dubeltówki przez tylne okno samochodu. I już – w sumie cały film. Do tego należy dodać katastrofalnie żenujące (nawet jak na lata siedemdziesiąte) efekty specjalne. Motocykle wywracają się tam, gdzie nie powinny, a tam gdzie powinny, już nie – jest nawet taka scena, w której Wintergreen skacze na motocyklu przez lekki pagórek i już po skoku tak mu zwija kierę, że nie ma mowy, by z tego wyszedł bez gleby. Ale tu oczywiście następuje cięcie kamery i w sekundę później już dzielnie jedzie dalej. Do tego krew ma kolor pomarańczowy, a motocykle płoną i wybuchają od jednego policyjnego strzału. I tak w sumie nie wiadomo o co chodzi. Zdaje się o to, że uczciwy stróż prawa nienawidzący motocykli w końcu przegrywa ze złym światem korupcji, barmanek marzących o Hollywood, zgniłych moralnie szefów i oczywiście z motocyklami, które złe są ze swej natury.
Niestety „odpowiedź” na „Easy ridera” średnio wyszła, co najlepiej obrazuje krótka recenzja zamieszczona w latach 70. w „New York Times”, w której czytamy, że to złowieszcze dzieło porwało się na pokazanie wyjątkowo żenujących motocyklowych pościgów i wyznań przestarzałej barmanki, zagranych w manierze ćwiczenia dla studentki szkoły teatralnej. No cóż, żenua i tyle.
I teraz pytanie – jak to możliwe, że ten film dzisiaj, mimo wszystko, jest uznawany za kultowy? Pewnie dlatego, że powstał 43 lata temu i chcąc nie chcąc, został zrobiony w poetyce motocyklowej subkultury. Drugi policjant mówi w tym filmie wprost: „Stary, mamy najlepszą robotę na świecie: przecież jeździmy na motocyklach!” Lokująca się na granicach miasteczka hipisowska komuna pokazuje wolność: dragi, piękne, wyzwolone dziewczyny z dużymi biustami i dziesiątki ukrytych w szopie motocykli. To tak, jakby zderzyć świat kolorowej, wyzwolonej idei „flower power” z agresywnymi, skorumpowanymi policjantami. Dobro jest niszczone przez zło, bo w pierwszej sekwencji filmu o morderstwo odkryte przez Wintergreena podejrzewany jest przywódca hipisowskiej komuny Bob Zemko (też oczywiście motocyklista). W scenie przesłuchania na komisariacie Zemko wobec braku najmniejszego dowodu na jego udział w zbrodni mówi do przesłuchującego go policjanta: „Powiedz mi, co byś chciał ode mnie usłyszeć?”. O co go pyta? O to jaką rzeczywistość chcą stworzyć policjanci, by pasowała do ich świata. A pyta o to, bo z rzeczywistością kolorowej, motocyklowej wolności lat siedemdziesiątych kompletnie sobie nie radzą. Z tej perspektywy ten, przynudnawy i wydawałoby się o niczym film rzeczywiście jest kultowy. I jego kultowość dostrzega też w 2012 roku magazyn „Time” nazywając to dzieło: „zaniedbanym, kultowym, klasycznym i przy okazji dziwacznym studium charakterów i początków powstawania kultury młodzieżowej dodatkowo wyposażonym w niezwykle wyjątkową pracę kamery przyszłego laureata Oscarów”.
Narobiłem wam ochoty na zobaczenie filmu „Electra Glide in Blue”? Mam nadzieję, że tak!
The post Electra Glide in Blue appeared first on Big Biker.
]]>The post Pierwsza motocyklowa przejażdżka po zimie appeared first on Big Biker.
]]>Biorąc po uwagę powyższe, namawiam szczególnie początkujących motocyklistów, by przed pierwszą jazdą sprawdzili w swoich maszynach wszystko co się da: grubość klocków, działanie sprzęgła, hamulców, biegów, poziom płynów itd., itp, a pierwszą pozimową jazdę rozpoczęli od dużego pustego parkingu i kręcenia ósemek tak długo, aż uda im się w każdą ze stron zamknąć kierownicę bez (broń Boże) podparcia nogą i operując wyłącznie gazem. Łatwo nie jest, ale jak to zrobicie – możecie zaoszczędzić sobie wielu kłopotów na trasie. Powodzenia!
The post Pierwsza motocyklowa przejażdżka po zimie appeared first on Big Biker.
]]>The post Valentine’s Day Biker’s Test appeared first on Big Biker.
]]>Można i owszem trzymać nowo zakupiony motocykl w garażu kumpla i udawać przed żoną, że się idzie do kochanki, byle tylko nie wpadła na to, że prawdziwa kochanka ma silnik 1100 i chromowaną aparycję. Można też toczyć z żoną wieczne boje, kończące się zawsze przegraną, bo nawet jak pokonasz kobietę argumentacją, to ona i tak cię pokona aplikując ci odpowiednio długą wstrzemięźliwość seksualną. A wówczas porażka jest wyłącznie kwestią czasu. Co zatem zrobić, by pomóc współplemieńcowi „przekonać żonę do motocykla”? Można oczywiście stosować techniki sprzedażowe, manipulację, perswazję, a nawet hipnozę. Problem jedynie w tym, że to zawsze jest mało skuteczne, ponieważ wszystkie podejmowane wysiłki są post factum. Tymczasem pracę należy wykonać pre factum. Czy to oznacza, że najpierw trzeba przekonać żonę, a dopiero później kupować motocykl? Nic bardziej mylnego – w moim rozumieniu technika pre factum musi zostać wdrożona w życie dużo wcześniej. Otóż, najpierw trzeba do motocykla przekonać narzeczoną, a dopiero później się żenić. Niestety, zrobienie tego w odwrotnej kolejności jest dużo trudniejsze. I teraz pytanie: kiedy najlepiej to zrobić? Do tego najlepiej jest wykorzystać Valentine’s Day Biker’s Test. Idziecie razem do knajpy na kolację, jest romantycznie, wokół fruwają aniołki, a w brzuchu łaskoczą motyle i w pewnym momencie rzucasz: „zamierzam kupić motocykl, co ty na to?”. W takim dniu i z motylami w brzuchu dużo trudniej jej będzie od razu wyskoczyć na ciebie z pyskiem, ale obserwuj bacznie sytuację. Są tylko dwie prawidłowe reakcje:
1. To super będę z tobą jeździć
2. To super, jak też chcę motocykl
Pierwsza oznacza, że twoja wybranka chce ci towarzyszyć w roli plecaczka, druga, że zamierza samodzielnie dosiadać własnego motocykla. I wtedy wszystko staje się jasne. Bo w pozostałych sytuacjach powinieneś dobrze rozważyć, czy czasem nie pakujesz się w związek, w którym za dwadzieścia lat usłyszysz: „No, tobie Stefan, to już na starość naprawdę bije na dekiel!”
A tak serio, zastanowiwszy się nad tym bardziej i z perspektywy dużego, łysego bikera powiem tak: szkoda czekać na Walentynki. Zrób to jeszcze przed, bo wtedy oszczędzisz kasę na restauracyjnej kolacji. I nie ma to znaczenia czy jesteś przyszłym motocyklistą, czy też przyszłą motocyklistką. To działa dokładnie tak samo w obydwie strony.
The post Valentine’s Day Biker’s Test appeared first on Big Biker.
]]>The post Motto na tłusty czwartek! appeared first on Big Biker.
]]>The post 7 powodów, dla których kobiety powinny jeździć na motocyklach appeared first on Big Biker.
]]>W zeszłym roku wracałem z motocyklowego spotkania w okolicach Kielc prosto do Katowic. Jechaliśmy w dwa motocykle – ja na Shadow 1100 i „Rodzyna” (pozdrawiam) na Shadow 750. Piękny przelot: dobra trasa, winkle, postój na kawę czy obiad wypełniony… oczywiście rozmową o motocyklach. Uwielbiam z nią jeździć – mimo bardzo młodego wieku jest świetnym kierowcą i na pewno w technice jazdy jest sporo rzeczy, której mógłbym się od niej nauczyć. To właśnie ona kilka dni temu przesłała mi link do poniższego filmu z tekstem: „Jaro, czaj na to!”. No to czaję, czego i koleżankom (przyszłym i obecnym) motocyklistkom oraz kolegom motocyklistom życzę!
Daytona Bike Week 2015 – Super Bowl of Biker Chicks
The post 7 powodów, dla których kobiety powinny jeździć na motocyklach appeared first on Big Biker.
]]>