Wyobraźcie sobie co by się dzisiaj działo, gdyby dwóch smarkaczy (powiedzmy 13 i 9 latek) wybrało się na motocyklu z Katowic do hiszpańskiej Saragossy – jakieś 2,5 tys. km. Mielibyśmy natychmiast iskrzące na czerwono paski w telewizjach informacyjnych, relacje na żywo jak rodziców tych dzieci wsadzają do pierdla, wypowiedzi polityków, że to wszystko wina feministek i rozbitych rodzin i powołane co najmniej dwie komisje śledcze. Jednym słowem afera tłuczona w mediach, od ogólnopolskich stacji, po upadające regionalne dzienniki. A najciekawsze by zapewne były głosy tych oburzonych, którzy bez mrugnięcia brewką tłumaczyliby, że dawniej takie coś w ogólne nie mogłoby mieć miejsca. Otóż mogło, tyle, że rzeczywiście dawno, bo dokładnie sto lat temu.
Dwóch synów szeryfa z Frederick w Oklahomie wybrało się motocyklem Indian do Nowego Yorku, bo chcieli uczestniczyć w szkolnej promocji ich siostry. Tymi dziarskimi smarkaczami byli: trzynastoletni Louis Abernathy oraz jego dziewięcioletni brat Temple. Oczywiście zuchwały wyczyn chłopaków został natychmiast podchwycony przez amerykańskie media, które postanowiły śledzić całą ich wyprawę. W ciągu 45 dni podróży (wyruszyli 15 maja, a do Nowego Jorku dotarli 30 czerwca) gościny im udzielali dealerzy motocykli Indian (czując w tym przedsięwzięciu niezłą reklamę swoich maszyn) oraz burmistrzowie mijanych po drodze miasteczek, w których byli owacyjnie witani. Wyprawa braci Abernathy jednak nie była pierwsza – wcześniej przemierzali bezkresy stanów konno – stąd też tak wielka w tym czasie rozpoznawalność jednej z amerykańskich ikon popkultury, znanej pod nazwą Abernathy Kids.
Po motocyklowej wyprawie planowali podobno kolejny wypad, tyle że miał się on odbyć już w Europie. Niestety, do wyjazdu nie doszło z nieznanych dotąd powodów, a sława chłopców przeminęła tak szybko jak się pojawiła. Louis został adwokatem, zaś Temple do końca swych dni pracował w przemyśle naftowym. W końcu jednak, po latach, władze Frederick w Oklahomie postanowiły upamiętnić ich stawiając stosowny pomnik i poświęcając Abernathy Kids stale miejsce w jednej z sal miejscowego muzeum.
Ostatnio w katowickim Starbucksie widziałem dwóch wypindrzonych młodzieńców w rurkowych spodniach, przyciasnych marynareczkach i fryzurami jeszcze głupszymi niż u Justina Biebera. I przypomniało mi się rodzeństwo Abernathy… Hm… I to se, pane Havranek, już chyba ne vrati….