Pewien koleś z Pensylwanii, niejaki Nick Budy, wpadł na pomysł jak zwiększyć obroty swojego mało dochodowego interesu związanego ze sprzedażą używanych części motocyklowych. Do tej pory posiłkował się sloganem „wszystko co znajduje się na zdjęciu podlega sprzedaży”. Cykał foty tym podrdzewiałym tailom, a biznes szedł jak krew z nosa. Nowy pomysł przyszedł jak olśnienie – niech części prezentują laski w bikini! Taka na przykład wypięta jakaś będzie prezentowała rurę wydechową, inna mniej wypięta klocki hamulcowe, a jeszcze inna, ale z dużymi możliwościami oddechowymi, filtr powietrza. Pomysł wydaje się z pozoru durnowaty, ale okazało się, że rozruszał interes tak, że przeszedł oczekiwania nawet samego pomysłodawcy. Sprytny Amerykanin szybko zmienił slogan na „Babe not included”, a potem z tego właśnie sloganu uczynił nazwę firmy.
Stare części sprzedają się jak świeże bułeczki, lokalne fotomodelki mają pracę (bo jak tłumaczy Nick jest lokalnym patriotą i daje zarobić tylko miejscowym pannom) i wszyscy się cieszą. No, nie wszyscy – bo komentarze pod artykułami o dokonaniach Nicka w amerykańskich serwisach internetowych ujawniają, że pewna część społeczeństwa najchętniej powiesiłaby Nicka za wstyd powiedzieć co. Uprzedmiotowienie kobiet to tam najlżejszy kaliber oskarżeń. Obrońcy szrotowego geszefciarza zaś wskazują, że na żadnym zdjęciu nie widać głowy żadnej z modelek, co już przecież wystarcza, by nie móc wysuwać takich argumentów. No cóż… po zobaczeniu strony Nicka na e-bayu „Babe not included” zaczłem się zastanawiać nad dwoistą naturą wszechświata – otóż gdzieś tam, za oceanem, koleś robi biznes, wszyscy się pozytywnie lub negatywnie jarają, przez co gość jest jeszcze bardziej znany i zarabia jeszcze większy szmal. Tymczasem w jednym z katowickich warsztatów samochodowych, gdzie swego czasu oddałem do naprawy Opla na głównej i największej ścianie wisi fototapeta – jakieś dwa metry na trzy ze zdjęciem ślicznej dziewczyny, której nie dość że widać twarz, to jeszcze waginę w pełnej ginekologicznej krasie. I widziałem tam scenę, w której właściciel warsztatu omawiał naprawdę jakiegoś samochodu z jedną z klientek, która robiła wszystko co tylko mogła, by za każdym razem (podczas wspólnego z właścicielem obchodzenia dookoła jej samochodu) tak stać, żeby tej waginy wielkości arbuza, nie widzieć. Bo u nas, panie, nie to co w świecie – u nas kulturalnie jest i na takie rzeczy się po prostu nie zwraca uwagi. I nie ma tematu. Pozamiatane:-)
Pingback: URL
Pingback: Encasing Allergiker
Pingback: How to buy backlinks
Pingback: asta mini