To chyba jedno z najbardziej przyjaznych miejsc dla bikerów w Polsce. Co tam „chyba” – po krótkim, ale intensywnym motocyklowym wypadzie z zamiarem zaliczenia wielkiej pętli bieszczadzkiej, jestem pewien: to motocyklowy raj. I na ten osąd składa się co najmniej kilka powodów, spośród których wymienię najważniejsze:
1. Przyjaźni kierowcy samochodów
Wiem, że od kilku lat na polskich drogach obserwujemy dużą zmianę. Jeszcze przecież nie tak dawno słuchaliśmy narzekań kolegów motocyklistów, którzy nie dość, że nie mogli się doczekać, aż ktoś im ustąpi miejsca w korku, to jeszcze spotykali się z… otwieraniem przez kierowców drzwi. Specjalnie, by się nie dało przejechać pomiędzy dwoma rzędami stojących w kroku samochodów. Obecnie jest dużo lepiej, na kilkudziesięciu ustępujących drogę znajdzie się zaledwie kilku bez wyobraźni – tak jest przynajmniej w Katowicach. Tymczasem w Bieszczadach obserwowałem to co się dzieje na drodze i powoli, ale sukcesywnie opadała mi szczęka. Kierowcy nie tylko ustępują miejsca motocyklistom, ale też bardzo często celowo zwalniają i zjeżdżają na prawą stronę jezdni, by motocykliści mogli ich wyprzedzić. Żadnego trąbienia, żadnego zajeżdżania drogi. Widzą nas we wstecznym lusterku i od razu ustawiają się tak, by można było jak najszybciej ich wyminąć. Nawet zastanawialiśmy się czemu tak się dzieje i jedynym wytłumaczeniem jest chyba to, że w końcu motocyklista to na tej trasie bardzo mile widziany turysta – przyjeżdża często i gęsto (zachęcony winklami wielkiej pętli) i zostawia w lokalnych sklepach, restauracjach, barach i hotelach sporo grosza. A o takiego turystę należy dbać, prawda?
2. Przyjazne lokale
Motocyklistów w Bieszczadach jest tak wielu, że większość hoteli oferuje zamknięte parkingi z możliwością bezpiecznego „nocowania” motocykli. Ale to oczywiście żaden wyczyn. Co powiecie na obniżki w knajpach… dla motocyklistów? Sprawdziliśmy to osobiście w jednej z najbardziej kultowych smażalni pstrągów w Terce „Córka”. Nie dość, że pstrąg naprawdę genialny, to jeszcze każdy motocyklista dostaje pięć procent zniżki plus gratisową ściereczkę do okularów. O specjalnych stojakach na kaski i kurtki już nawet nie wspominam. Gadaliśmy z właścicielką smażalni – jeszcze nie jeździ na motocyklu, ale podobno jest już bliska zakupu pierwszego sprzętu. Trzymamy kciuki.
3. Kultowe miejsca
Jest ich sporo i wszystkie godne zobaczenia – od sławetnego baru „Siekierezada” w Cisnej, aż po rozsiane po całych Bieszczadach drewniane cerkwie. Nie można również nie zatrzymać się na punkcie widokowym w Lutowiskach, skąd rozciąga się niesamowita panorama na góry. Niemniej jednak dla motocyklisty jest dużo ważniejsze miejsce na trasie wielkiej pętli bieszczadzkiej. To „Bieszczadzka Przystań Motocyklowa” założona przez niejakiego „Włóczykija”. Pasjonata motocykli który wymarzył sobie stworzenie miejsca będącego połączeniem pola namiotowego, motocyklowego baru, schroniska górskiego i „doraźnego warsztatu napraw”. Miejsce jest absolutnie genialne – bar z opon, ławki z przyczep motocyklowych, dwa antyki zawieszone na łańcuchach przy bramie wjazdowej. Jest nawet motocyklowa kapliczka z ołtarzykiem zrobionym z chromowanego V-twina.
4. Wielka pętla
Widoki i winkle. I nie wiadomo co bardziej zapiera dech. W sumie jakieś 150 km serpentyn, niesamowitych panoram gór i motocyklowej radochy. Jak jeszcze nie byliście, to naprawdę nie ma na co czekać! Bieszczady: motocyklowy raj – czekają!
Zabawnie było przeczytać notkę, gdyż udało Ci się opisać również ostatni, troszkę przedłużony weekend na pętli z moją lubą i krową, na której jechaliśmy… Jak tutaj nie uznać, że okolice są rajem przygotowanym pod motocykle, skoro w całym kraju nawałnice i huragany, a pogoda na krańcu świata rozpieszcza? Chociaż nasz wjazd pośród błysków i gromów do Krakowa jest niezapomniany…
W ramach traktowania motocyklizmu w praktyce, kierując się na Solinę, polecam również mały wypad do Krosna… Na rynku znajdziecie najlepsze pączki świata, według babcinego przepisu, dla których raz kolejny niemało kilometrów kręciliśmy.. a uchylając tajemnicy dla wtajemniczonych – sugeruję pojawić się z kaskami, bo i rozmowa z właścicielem miła, a i pączki lepiej smakują 😛
Być może i lewą w górę wymieniliśmy… 😛
A ja jednak mam jedno zażalenie. W barze, gdzie spędzaliśmy przynajmniej część wieczoru, wisiała kartka z jakąś dowcipno-rymowaną wersją zasady „Jeśli wyglądasz młodo, poprosimy cię o dowód”. I nie poprosili… nawet, k…a, kurtuazyjnie.