Wyrąbałem się na motocyklu kilka razy. Może z pięć. Na szczęście obyło się bez urazów i bez szkód w motocyklu. Za pierwszym razem przestraszyłem się debila, który dojeżdżał do skrzyżowania na pełnym gazie. Ja miałem zielone, on czerwone, ale widząc jak wali na maksa, nie mogłem mieć pewności, że się zatrzyma przed światłami i nie przyrąbie prosto we mnie, kiedy będę na samym środku. No to położyłem motocykl i już. Skończyło się na przetartym rękawie kurtki i przeszlifowaniu prawego gmola. To był mój pierwszy motocykl i jednocześnie pierwszy motocyklowy sezon – gdybym miał wtedy więcej doświadczenia i umiejętności, mógłbym tej wywrotki uniknąć. Za drugim razem ujechało mi tylne koło na piasku, na ulicy, przy wyjeździe z budowy. Bęc i leżę. Mrugam zdziwiony, bo w pierwszej chwili nawet nie wiedziałem jak to się stało. Trzeci raz wyłożyłem się na zlocie motocyklowym, prowadząc kolumnę motocyklistów. Za późno zauważyłem zjazd na stację, gdzie mieliśmy tankować i jakoś tak, jak ostatni kretyn, pomyślałem, że może jeszcze zdążę skręcić. Nie zdążyłem i trach prosto w asfalt. No cóż, w każdym z tych przypadków okazało się, że nie starczyło mi umiejętności i doświadczenia w panowaniu nad motocyklem. Czy jednak te wywrotki na coś się nie przydały? Dla mnie tak – dzięki nim wiem, jak to jest wywrócić się na motocyklu. A trzeba to wiedzieć, żeby w prawdziwym niebezpieczeństwie umieć tak położyć się w lowside, żeby nie zrobić sobie krzywdy. A najlepiej jeszcze tak, żeby też maszynie się nic nie stało.
Wywrotka na motocyklu to wcale nie rzadka rzecz. Większość moim znajomych motocyklistów zaliczyło zdrapki. Uczą one pokory na przyszłość. Są potrzebne między innymi po to, byśmy mogli się zabezpieczać, byśmy znali wartość ochraniaczy, protektorów czy kasku. Pamiętam jak jeden z klientów naszego sklepu motocyklowego kiedyś po wypadku przyszedł nam podziękować. Lekarz pogotowia poinformował go mianowicie, że protektor w kurtce, którą u nas kupił, uratował mu bark. Zdarza się. Lepiej rozwalić nawet nową kurtkę niż ucierpieć na zdrowiu. Dlatego też trochę mnie irytują motocykliści, którzy przechwalają się tym, że nigdy nie przydarzyło im się upaść. Brak takiego doświadczenia niestety i wbrew pozorom wcale nie jest niczym dobrym.
Dla niewtajemniczonych przykład położenia motocykla – najpierw lowside, a potem highside:
Pierwszy wypadek-ślizg. Wpadł pod gilotynę. Dobrze że wyszedł. Te barierki to gilotyny dla kierowców jednośladów. Stracić rękę czy nogę….. dziadowsko to wymyślili.
Gdy sam oporządzasz sprzętem to przygotowujesz się jako tako na taką ewentualność, natomiast ja będąc kilkuletnim dzieciakiem pojechałem do dalszej rodzinki na wieś. Nieco starszy krewny posiadał motorynkę jakąś, no to wpadli na pomysł żebym się bryknął na koniec polnej drogi przy idącej opiece – 0 ochraniaczy, prędkość znikoma więc niby wszystko powinno być happy. Ale los lubi się z nas zaśmiać, osoba ta była po złej stronie i kiedy miało dojść do nawrotki złapała za gaz zamiast hamulec – tak o to poczułem się jak Małysz i wleciałem w rów pełen pokrzyw auć