Teza dość karkołomna. Przynajmniej dla każdego, kto choć raz spróbował porządnego zioła. Trudno sobie po tym wyobrazić, by nie miało to wpływu na koncentrację, a ta jest przecież podstawą prowadzenia pojazdów, a już szczególnie jeśli mówimy o motocyklach. Jednak zarówno w Waszyngtonie, jak i Colorado ilość wypadków spadła. I teraz oczywiście odezwało się sto tysięcy ekspertów od tłumaczenia tej zadziwiającej statystyki, a każda z opinii wyklucza poprzednią. Okazuje się bowiem, że i owszem ilość wypadków motoryzacyjnych w tych stanach spadła, ale znacznie się zwiększyła… ilość tych kierowców, których po wypadku zdiagnozowano jako „pozytywnych”, czyli stwierdzono, że wcześniej palili marychę. Tu jednak pojawia się kolejny problem – ślad takich substancji jest wykrywalny w organizmie kilka, a nawet kilkanaście dni po przypaleniu bucha. A co za tym idzie, koleś namierzony jako „pozytywny” mógł kopcić tydzień wcześniej, a w dniu „diagnozy” być czysty i nieskalany jak Zuzanna w kąpieli.
Kolejni eksperci twierdzą, że zjawisko zmniejszenia liczby wypadków motoryzacyjnych po legalizacji trawki można wytłumaczyć tym, że część ludzi, którzy tradycyjnie kilka razy w tygodniu czują nieodpartą potrzebę narąbania się, zamienili przyzwyczajenie alkoholowe na kurzenie trawy. Innymi słowy, nawalonych gości w tych stanach jest dokładnie tyle samo co przed legalizacją, tyle, że część z nich jak się nakurzy, to jest im już tak dobrze, że nie chce im się nigdzie jechać, a więc nie wsiadają do auta. Ten argument jest raczej chybiony, bo mimo zmniejszenia się liczby wypadków, ilość pojazdów na drogach tych dwóch stanów nie uległa zmniejszeniu. Co więcej, jak podaje „Washington Post” w tekście z 5 sierpnia br.: „While the number of miles Americans drive annually has leveled off nationally since the mid-2000s, the number of total miles traveled continues to go up in Colorado.” A to oznacza, że mimo stabilizacji średniej liczby nawiniętych na licznik kilometrów, w całych Stanach ten wskaźnik akurat w Colorado rośnie.
Może więc wytłumaczeniem jest głos tych rezolutnych ekspertów, którzy jednak z pełną powagą utrzymują, że po trawce wypadków rzeczywiście robi się mniej. Niestety, tę opinię można też prosto skontrować – otóż nie wiadomo czy liczba wypadków by nie spadła również i wówczas, gdyby nie zalegalizowano marychy. W końcu drogi są coraz lepsze, auta coraz bardziej bezpieczne, a przepisy i wyczulenie policji coraz bardziej restrykcyjne. U nas przecież liczba zgonów w wypadkach motoryzacyjnych z roku na rok konsekwentnie spada.
„Forbes” w lipcu opublikował artykuł ze sławetnym zdaniem: „In fact, there is some evidence that it has on balance reduced traffic fatalities by encouraging the substitution of marijuana for alcohol, which has a more dramatic effect on driving ability.” Niestety, na to śmiałe twierdzenie, że po maryśce efekty wypadków drogowych są mniej dramatyczne, niż po alkoholu nie przedstawia już żadnego dowodu. No cóż, pozostaje napisać błagalnego maila do „Pogromców mitów” o sprawdzenie tej tezy lub wziąć udział w selfteście, który sugeruje motocyklowa blogosfera (tu link do bloga z apelem) i sprawdzić czy legalizacja marychy może mieć rzeczywiście wpływ na wypadki motoryzacyjne. Ja jednak mam nadzieję, że to tylko żart i nikt o zdrowych zmysłach nie będzie miał zamiaru testować tego na sobie i swoim motocyklu.