Motocyklizm indywidualny

Są takie historie, które zawierają w sobie obowiązek podzielenia się nimi ze światem. Nawet najmniejszym, motocyklowym światem, ale zawsze warto. Otóż dzisiejszy wieczór spędziłem z Arturem (widocznym na zdjęciu). 81 – letnim Amerykaninem, motocyklistą,  który celowo przedłużył pobyt w Polsce, by się ze mną spotkać. Artur kupił książkę „Motocykl po czterdziestce (zamiast kochanki)” i uznał, że musi poznać jej autora. I tak się stało. Odbyliśmy fajną rozmowę w warszawskim pubie Gran Derbi, którego właściciel zrobił nam zdjęcie ilustrujące ten wpis. Gadaliśmy oczywiście o naszej wspólnej pasji: o motocyklizmie.

Gość, którego widzicie na zdjęciu „zrobił” na motocyklu cały świat. Zjechał go od Chin przez Amerykę Południową. Jest hardcorowcem. Jest motocyklowym gigantem, przed którym należy z pokorą pochylić czoła. Opowiada niezwykłe motocyklowe historie, przyjaźni się z legendarnym Davem Barrem (to ten słynny gościu bez nóg, który przejechał na HD dookoła całą kulę ziemską i który wszystko co zarobi, przeznacza na pomoc ludziom uzależnionym od nałogów) i wciąż jeździ na motocyklu, mimo iż swe emerytalne życie dzieli pomiędzy Nowym Jorkiem, a domem w Hiszpanii.
I teraz wyjaśnienie dlaczego uznałem, że warto się z wami podzielić tym, co dzisiaj usłyszałem od Artura. Żeby to „podzielenie się” zadziałało najpierw musicie wejść w klimat rozmowy i znaleźć się w odpowiednim jej momencie. Gadamy o Hiszpanii. Artur opowiada o swoim domu w Hiszpanii i o tym, że zna ten kraj na wskroś. Ja opowiadam, że właśnie zacząłem się uczyć hiszpańskiego, a robię to m.in. po to, by być może spędzić tam emeryturę (kumacie, że tam jest ciepło i sezon motocyklowy może trwać cały rok? :-))), a już na pewno, aby przejechać ten piękny kraj niebawem motocyklem. No, to Artur mówi, że super pomysł, że mnie zaprasza do siebie, czyli że użycza mi bazy noclegowo-wypadowej i że dobrze by było, żeby on mi tę motocyklową Hiszpanię pokazał… I nagle markotnieje. Nagle pojawia się pewien problem. Otóż Artur szczerze wyznaje: „tylko widzisz stary, ja jeżdżę na motocyklu wyłącznie sam”. Po czym opowiada mi o tym, że Dave Barr również mu to kiedyś powiedział. Co więcej – nie ma znaczenia, że panowie się przyjaźnią. Nie ma znaczenia, że Artur o Dave napisał nawet kilka artykułów w zagranicznej prasie (sam pokazywał mi chyba z dziesięć różnojęzycznych magazynów z ilustrowanymi artykułami na kilka stron). Znaczenie ma to, że obaj panowie uprawiają wyłącznie motocyklizm indywidualny.

Kiedy zapytałem Artura o tenże motocyklizm indywidualny (a wiecie, moje motocyklowe doświadczenie przy jego jest jak doświadczenie muszki owocówki przy słoniu) powiedział mi jedno, ale za to jakże dosadne zdanie: „Kiedy przemierzasz na motocyklu wiele tysięcy mil sam, to oznacza, że wybrałeś sobie do tego najlepsze towarzystwo ze wszystkich możliwych.” I w tej odpowiedzi zawarty jest ważny przekaz. Otóż wówczas czas, szybkość, przystanki, trasa, zmęczenie, potrzeba snu jest wyłącznie twoją decyzją. Zmagasz się jedynie z samym sobą. I to są moi drodzy szczyty motocyklizmu. To jego sedno. To jest jego wielkość. A teraz weźcie i przekonajcie 81-letniego Artura, który nawinął na licznik tyle mil, że nie mieści się w głowie, do tego, by założył na siebie jakąkolwiek klubową kamizelkę. Sorry – ten gość jest większy, niż wszystkie kamizelki świata razem wzięte. Amen!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami Motocyklizm indywidualny. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Motocyklizm indywidualny

  1. J pisze:

    Samotne podróże są najlepsze. Jeżeli do tego jedzie się w nieznane to już pełnia szczęścia :-)

  2. jnocny pisze:

    A już myślałem, że to mój wynalazek …

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *