Harley Davidson znowu strzelił z grubej, a właściwie z głośnej rury. Oto na Dominikanie właśnie ukazała się reklama zatytułowana „Muzyka dla twoich uszu”, na której widzimy grupkę bikerów jadących HD-kami w środku ludzkiego ucha. No cóż – być może wyrażę rzadki i niepopularny sąd wśród motocyklistów, ale dłuższa jazda za Harrym wiąże się z dość intensywnym doznaniem słuchowym i to nawet wtedy kiedy ma fabryczne rury, a jego użytkownik nic przy nich nie majstrował. Ale prawda jest jeszcze bardziej okrutna: znalezienie dzisiaj na polskich drogach choppera czy cruisera, w którego wydechach nie ma nawet najmniejszej dziurki to prawdziwa rzadkość. I nie należymy w tym wcale do rzadkości – większość bikerów w Europie pruje wydechy zagłuszając w ten sposób wszystko dookoła.
Kiedyś, na jednym z motocyklowych zlotów, w oczekiwaniu na start motocyklowej kolumny przestawialiśmy z kolegą „Potforem” maszyny jak się tylko dało, byle tylko nie ustawić się za kolegą „Wściekłym”, który z bananem szczęścia na obliczu szykował się do drogi po garażowym dłubaniu przy swoich rurach. Efekt był taki, że banan malował się wyłącznie na obliczu „Wściekłego”. Wystarczyło jechać za nim dłużej niż 10 minut, a łeb chciał wybuchnąć pod garnkiem. Innym razem, inny kolega umówił się ze mną w Katowicach i zanim podjechał na parking, byłem przekonany, że zaraz tu wyląduje popsuty F16. Waliło mu z pustych rur, jak przy wybuchu wulkanu. Problem jednak w tym, że nie tylko takie pojedyncze spotkanie ze zbyt dużym hałasem może nam popsuć słuch, ale też stałe oddziaływanie dźwięków o dużo niższym natężeniu.
Okazuje się, że przy stałym hałasie na poziomie 70 dB, w organizmie już następują zmiany, zaś po przekroczeniu 75 dB jesteśmy narażeni na przyśpieszenie procesu starzenia i wrzody żołądka. Kiedy zaś przez dłuższy czas atakuje nas dźwięk na poziomie 90 dB stały ubytek słuchu mamy jak w banku. I tutaj ciekawostka, bo polskie prawo uznaje za dopuszczalny poziom hałasu dla motocykli o pojemności powyżej 125 cm wartość aż 96 dB. Co więcej, są takie motocykle, które wyjeżdżają z fabryk z głośniejszym wydechem niż zezwala na to polskie prawo. Jednak żeby zaliczyć wpadkę i otrzymać mandat, trzeba trafić na policjanta, któremu się będzie chciało zmierzyć poziom hałasu, a z kolei żeby mu się chciało, trzeba naprawdę mieć wyjątkowo głośne rury. Dla porównania, w Stanach Zjednoczonych wprowadzono prostą zasadę, w myśl której policjant precyzyjnie wie kiedy coś z wydechem jest nie halo. Otóż motocykl jest zatrzymywany, jeśli słychać go z określonej ilości metrów. I tak na przykład w Milwaukee policja wlepi ci mandat jeśli usłyszy silnik twojego motocykla z odległości… 50 metrów. A nie trzeba dodawać jakiego to motocykla stolicą jest to miasto! Podobnie jest zresztą w całym stanie Nowy York – nie dość, że mandat się należy za słyszalność z 50 metrów, to jeszcze maksymalny poziom głośności motocykla nie może przekroczyć 82 dB.
Ten przykład pokazuje jak pięknie działa amerykańskie credo: „HD musi być głośny, pod warunkiem, że nie hałasuje u nas!”
Należy jeszcze zwrócić uwagę na szum wiatru. Traf chciał, że zakochałem się w motocyklu z mikroskopijną owiewką i cały pęd powietrza przyjmuję na „klatę”.
Długotrwały szum w kasku jest równie niebezpieczny jak rozprute wydechy. Warto na dłuższe trasy założyć stopery.
A wracając do tematu wydechów, to ważne by nie hałasowały, a zjawiskowo „brzmiały”. (rym przypadkowy)