W malowniczym, szkockim Inverness, w zeszłym roku doszło do śmiertelnego motocyklowego wypadku, w którym amerykańska turystka zajechała motocykliście drogę. „Chwalcie Pana!” wykrzyknęła z ławy oskarżonych, kiedy po ponad rocznym procesie sąd uznał ją za niewinną i orzekł, że winny jest motocyklista. Wyrok podzielił wyspiarskich motocyklistów. Hejtują nie tylko sąd, ale przy okazji amerykańskich grubasów.
Tragedia wydarzyła się 18 lipca, o godz. 16.50, na skrzyżowaniu Damfield Road z Kingsmills Road (na zdjęciu – fota z Google Street View). Dojeżdżał do niego 52-letni strażnik więzienny, Paul Todd na swojej Hondzie CBR 1100XX Blackbird z 1998 r. W tym samym czasie amerykańska turystka Barbara Ardell (62 lata -konsultant biznesowy z Georgii) w wynajętej Skodzie Fabii próbowała na tym skrzyżowaniu skręcić w prawo. Należy pamiętać o lewostronnym ruchu na wyspach – to zatem manewr, który u nas byłby odpowiednikiem skrętu w lewo. A to z kolei dość istotna informacja, bo jak pokazują policyjne statystyki, spora część motocyklowych wypadków, w których motocykl czołowo przywala w samochód ma miejsce właśnie wówczas, kiedy kierowca samochodu wykonuje manewr skrętu w lewo. W każdym razie, w efekcie zderzenia Paul Todd zginął na skutek urazu klatki piersiowej (nawiasem mówiąc nazwisko miał nomen omen niczego sobie).
Od samego początku rozprawy oskarżona o spowodowanie wypadku Amerykanka utrzymywała, że zanim wjechała na skrzyżowanie dokładnie sprawdziła czy ma wolną drogę. Po tym, jak uznała, że niczego przed nią nie ma, odwróciła jeszcze raz głowę tym razem w prawo, żeby się upewnić że i z tej strony nic nie nadciąga, po czym wjechała na skrzyżowanie. Kiedy usłyszała huk i poczuła uderzenie, nie wiedziała co się stało i nawet zapytała siedzącego obok męża „Co to, na Boga, było?”.
Policjanci próbowali zrekonstruować wypadek. Ustalili, że motocykl w chwili rozpoczęcia gwałtownego hamowania, czyli tam gdzie pozostawił na asfalcie ślad opony, miał prędkość pomiędzy 50 a 65 km/h (prędkość dozwolona w tym miejscu wynosi 48 km/h), co oznacza, że motocyklista równie dobrze mógł jechać z prawidłową prędkością. W rekonstrukcji zdarzenia wziął udział motocykl policyjny, ustalono więc bezspornie, że Ardell musiała widzieć nadjeżdżającą Hondę. Tym bardziej, że jak ustalił Lewis MacDonalds – policyjny śledczy – w momencie, w którym Ardell wjechała na skrzyżowanie, Todd na swym motocyklu znajdował się zaledwie sto metrów przed skrzyżowaniem, a to przecież zbyt mała odległość, by nie dostrzec na prostej drodze zbliżającego się motocykla. Od tej ekspertyzy angielskie media, opisując to zdarzenie, a w nim manewr skrętu w prawo wykonywany przez Amerykankę, dodawały słowo „beztroski” (carelessly).
W odpowiedzi na to prawnik pani Ardell, niejaki Dickinson, reprezentujący kancelarię Roderick Urguhart, zaczął lansować opinię, że „moja klientka nic nie mogła już zrobić, bo kiedy kończyła zakręt, ten facet na motocyklu wyskoczył jak nietoperz z piekła”, a zatem: winny jest motocyklista! Jak się można domyśleć, kancelaria prawna Dickinsona czyniła wszystko co możliwe, by doprowadzić do kolejnej rozprawy i zakwestionować ustalenia biegłych. Udało się to 7 listopada 2014 roku, czyli zaledwie tydzień temu. Poprzednie ustalenia biegłych zostały zakwestionowane przez nowo powołanego eksperta – byłego policjanta Central Scotland Police, dzisiaj pracującego jako niezależny ekspert od kolizji na skrzyżowaniach, który zwrócił uwagę, że oświetlony policyjny motocykl wraz z policjantem ubranym w kamizelkę odblaskową i w białym kasku biorący udział w rekonstrukcji to niedokładne odwzorowanie sytuacji. Co więcej, znaleźli się świadkowie, którzy zeznali, że Paul Todd kilka kilometrów wcześniej wyprzedzał na swym motocyklu kolumnę pojazdów z szybkością przekraczającą przepisy, co ma sugerować, że nie raz mu się to już zdarzało. Głównym jednak problemem było to, że Paul Todd 18 lipca jechał na czarnym motocyklu, w czarnym motocyklowym stroju i czarnym kasku. I ta właśnie opinia skłoniła sąd do uniewinnienia amerykańskiej turystki, która oczywiście zaraz po okrzyku „Chwalcie Pana!” podziękowała całej swojej rodzinie i przyjaciołom za wsparcie „podczas tej trudnej próby”. Na końcu dodała: „Chcę wyrazić też głębokie współczucie dla rodziny pana Todda, która poniosła dotkliwą stratę”.
No, trudno się dziwić angielskiej internetowej braci, że lekko ją ten wyrok i sama pani Ardell zatelepały ze złości. Wiele bowiem w tym zdarzeniu wskazuje, że Paul Todd nie złamał żadnego przepisu – granice ustalonej przez policję prędkości wskazują przecież, że równie dobrze mógł jechać zaledwie dwa kilometry szybciej niż prędkość dozwolona, czyli mieścił się w granicach tolerancji. Głównym zaś powodem dla którego zginął – jak uznał sąd – w tej sytuacji był jego czarny strój. Ale przecież czarny strój to również nie jest przestępstwo. Przy okazji też – a internauci namierzyli podobno (mnie się nie udało) panią Ardell w necie – poszła plota, że prowadząca Fabię jest osobą sporej tuszy. Aczkolwiek kilka brytyjskich gazet, mniej więcej w lipcu tego roku, podało informację o przesunięciu rozprawy z lipca na listopad właśnie ze względu na stan zdrowia Barbary Ardell wskazując, że jest ona przewlekle chora. Na brytyjskich forach motocyklowych pojawiło się jednak sporo postów, w których twierdzi się, że to tusza Amerykanki uniemożliwia sprawne kierowanie samochodem, a co za tym idzie, wiele manewrów wykonywanych jest dużo wolniej od przeciętnej. Żeby jednak udowodnić taką tezę, trzeba by zrobić kolejną rekonstrukcję wypadku, ale z udziałem już samej Ardell, a to nie jest możliwe… bo po pierwsze jest przewlekle chora, a po drugie koszty każdorazowego jest przybycia na miejsce zdarzenia z rodzinnej Georgii są dość wysokie. Zatem, chcąc nie chcąc, raczej tezę o winie tuszy powinniśmy przypisać złośliwości i wściekłości internautów oburzonych wydanym tydzień temu wyrokiem.
Wszystkie zatem okoliczności tej, no przyznacie sami, dość wątpliwej sprawy budzą kontrowersje. Mamy tu do czynienia z wieloma znakami zapytania. Czy rzeczywiście można nie widzieć motocykla znajdującego się zaledwie sto metrów przed skrzyżowaniem, nawet jeśli jest czarny i prowadzi go motocyklista w czarnych ciucha i kasku? Czy aby na pewno schorowana, 62-letnia Amerykanka miała doświadczenie w ruchu lewostronnym? Sama twierdziła w sądzie, że tak, bo miała to być już jej piąta wizyta na wyspach, a w sumie w ruchu lewostronnym już przejechała ponad 500 mil, więc ma spore doświadczenie. Przypomnę jedynie, że 500 mil, to zaledwie 800 km – sam jeździłem samochodem w UK i powiem, że 800 km to żadne doświadczenie! Mnie martwi jednak coś innego – czy aby ten wyrok angielskiego sądu nie spowoduje furtki bezkarności dla innych kierowców samochodów, którzy odtąd będą mogli twierdzić, że co z tego, że motocykl był tak blisko skrzyżowania, jak oni i tak go nie widzieli?