Kiedyś, pewien znany mi motocyklista postanowił stunningować swoją wiekową Hondę Shadow. Przeróbka ta głównie dotyczyła wydechów i polegała na zastąpieniu oryginalnych rurami dorabianymi. Były śliczne, nierdzewne, gustowne i puste w środku. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Kiedy się bowiem z nim umówiłem na parkingu pod katowickim Selgrosem, to kilka minut przed jego przyjazdem ja i inni kierowcy zastanawialiśmy się czy zaczął się właśnie atak z powietrza ruskich MIG-ów 20, w jakiś cudowny sposób zaplątanych gdzieś na katowickim niebie. Dzieci płakały, psy szczekały, a ci, którzy zostali na parkingu, zaczęli się nerwowo rozglądać za możliwością ukrycia w najbliższym schronie przeciwatomowym. W końcu mój znajomy zajechał dumnie na parking i okazało się, że grzmoty, które tak wystraszyły okoliczną ludność dobywają się z jego „stunningowanego” wydechu. Oczywiście gość był przeszczęśliwy – podjechał do mnie z bananem na twarzy i wykrzyknął: „Ale czad, nie?”, co zrozumiałem tylko i wyłącznie z ruchu warg. Szans na usłyszenie czegokolwiek nie było żadnych.
Innym razem wydechy rozwiercił sobie inny kolega. Bardzo się z nich cieszył. Rozpierała go nawet duma. Problem jednak w tym, że na pewnym zlocie motocyklowym trudno było znaleźć chętnego, który chciałby za nim jechać. Ja wytrzymałem piętnaście minut i z bólem głowy, jak po największej popijawie, w końcu zrejterowałem. Jestem przeciwnikiem wiercenia wydechów. Z prostego powodu: otóż spróbujcie na czymś takim, albo za czymś takim jechać kilkaset kilometrów. Po prostu się nie da. Rozumiem argument, że motocykl musi być głośny, żeby kierowcy samochodów szybko się orientowali, że muszą na drodze zaakceptować obecność jednośladu. Jednak bez przesady. Duże motocykle i tak ciche nie są (chyba że mówimy o kredensach, ale akurat w przypadku Gold Wingów o coś innego chodzi), więc podkręcanie sztucznie ich głośności tylko pogarsza sprawę. Co innego tunningowanie wydechów tak, by nie były głośniejsze, ale bardziej basowe. Tu pełna zgoda, a nawet chęć wielka.
A co do argumentu o zwracaniu uwagi kierowców. Hm… ja sobie swego czasu zamontowałem na motocyklu klakson od TIR-a w postaci uroczych, chromowanych trąbek. I nawet fajnie gadały, rzeczywiście przykuwając uwagę kierowców, kiedy było trzeba. Niestety, naleciały mi do nich muchy i zamilkły na zawsze. Rozważam teraz zakup sygnalizacji dźwiękowej z jachtu… Ale to już inna historia i inna szajba….