Jedno zdarzenie z życia motocyklisty utknęło w mojej pamięci jak żadne inne. Jego bohaterem jest pewien starszy pan, którego spotkałem gdzieś na Mazurach, zmierzając na motocyklowy zlot. Zatrzymałem się wówczas na stacji benzynowej by zatankować i zjeść kanapkę. Do celu zostało mi niecałe 100 km. Kiedy wyszedłem ze sklepu stacji zobaczyłem, że mój motocykl obchodzi dookoła z zainteresowaniem pewien jegomość. Zagląda tu i tam, co chwila przystaje, przygląda się bliżej i tak w kółko. Podszedłem, zagaiłem rozmowę i już po chwili było jasne, że to wielki fan motocykli.
Zadawał pytania, interesował się, a o motocyklowej mechanice miał sporą wiedzę. W końcu nie wytrzymałem i zadałem pytanie: „A pan na czym jeździ?”. „E, teraz to już nie mam motocykla, ale kiedyś, to były, panie, czasy” – odpowiedział i już wiedziałem, że właśnie zaczęła się opowieść. W młodości przećwiczył wszystkie ówczesne motocykle: Junaka, SHLkę, WFMkę, Jawę… Nawet Iża. Potem ożenił się i by było go stać na ślub, sprzedał motocykl. Trzeba było zaiwaniać na chleb, tym bardziej, że wkrótce pojawiły się dzieci. Wprawdzie zawsze marzył o motocyklu, ale przecież odpowiedzialność za wyżywienie rodziny była ważniejsza. I zawsze, za każdym razem, kiedy zakup motocykla przychodził mu do głowy tłumaczył sobie, że to jeszcze nie ten moment, że jeszcze za wcześnie. Najpierw trzeba odchować dzieci. Kiedy zatem się już „odchowały” i myśl o motocyklu nie odpuszczała, próbował do tego pomysłu przekonać rodzinę. „No co ty! – usłyszał od dorastających dzieci i żony – przecież się zabijesz, a nie masz nawet ubezpieczenia!”. No, dobra – poddał się i postanowił kupić wymarzony motocykl jak tylko dzieci dorosną i pójdą z domu. „Wie pan – mówił, patrząc mi prosto w oczy – nic mnie nie cieszyło, żadne wczasy, nowy samochód, telewizor. No nic. Jak tylko w telewizorze pokazywali motocykle, to wiedziałem, że wszystko inne mogłoby dla mnie nie istnieć!” W końcu dzieci poszły z domu. Uznał, że to jest ten oczekiwany przez całe życie moment. Tuż po niedzielnym obiedzie stanął odważnie przed rodziną i wyznał, że choćby się miało niebo zawalić to on kupuje motocykl. „Ty chyba zwariowałeś – usłyszał od najbliższych – ciekawe kto cię będzie skrobał z asfaltu”. Przyjął ten cios na klatę i wyznaczył sobie ostateczny cel: emerytura. Wtedy niech mu już wszyscy skoczą – kupi sobie motocykl nieodwołalnie. I przyszła w końcu emerytura i po raz kolejny ogłosił rodzinie, że nieodwołalnie kupuje motocykl. Wiecie co usłyszał od dorosłych już dzieci i żony? „Teraz…, teraz to ty już jesteś za stary!”
Zanim odjechałem z tego parkingu zapytałem go jeszcze ile ma lat. Odpowiedział, że 68. Długo jeszcze patrzył za mną, co widziałem w jednym z lusterek. Odjechałem motocyklem. Odjechałem, siedząc na jego niespełnionym marzeniu…
Ale to nie koniec tej historii. W końcu dojechałem na zlot, gdzie zobaczyłem jakieś małe zbiegowisko. Okazało się, że grupka motocyklistów otoczyła jednego z nich (ksywa „Dziadek”) i akurat komentowała jakieś tam wynalazki, które „Dziadek” sobie pomontował na starym, wysłużonym chopperku. Kiedy się rozeszli, podszedłem do niego – a to widok godny zapamiętania, bo „Dziadek” miał na sobie kamizelkę przyozdobioną wszelkimi możliwymi odznakami zlotów motocyklowych z ostatnich dwóch lat, co świadczyło o tym, że nawinął na licznik swojego motocykla rzeczywiście sporo kilometrów. Zadałem mu proste pytanie: „Dziadek, a kiedy ty sobie kupiłeś pierwszy motocykl?” „Dziadek” zadumał się nieco i odparł – „Jakieś pięć lat temu”. Kolejne pytanie, które mu zadałem wydaje się oczywiste: „A ile ty masz lat?”. Uśmiechnął się i odparł z dumą: „siedemdziesiąt trzy!”.
Co tu dużo kryć: ta historia wiele mnie nauczyła…
Czasami najbliżsi w trosce o nas, potrafią storpedować nasze plany a robią wręcz przeciwnie: zabijają marzenia a co za tym idzie dużą część nas samych …
Rozumiem pierwszego dziadka i podziwiam drugiego. Fajnie by było gdyby te spotkania dzieliło pięć lat i gdyby to był jeden dziadek. Mam 58 lat, od wielu lat marzyłem o motocyklu i nie kupiłem go z wyżej opisanych powodów. W tym roku kupiłem sobie chińskiego taniego chopperka i chciałbym zostać tym drugim dziadkiem. To jest przestroga dla młodzieży po czterdziestce: „jeśli o czymś marzysz-zrób to”.
I tak trzymac 2Dziadek.Ja mam 55 latek.Smigam na 200 juz 40,minelo jak z bicza trzasł,i caly czas jestem glodny km-ow.Pozdrawiam i do zobaczenia.