Właśnie wyczytałem w jednym z serwisów, że aż w 11 stanach USA jeszcze w tym roku pojawi się godzina policyjna dla motocykli, czyli zakaz jazdy między godz. 23.00 a 6.00. Rozgorzała dyskusja. Poleciały argumenty, a emocje rozgrzały sieć. Szkoda tylko, że mało komu chciało się sprawdzić, że to fake.
Przyjrzyjmy się najpierw tej informacji. Otóż za przyczynę takiej stanowej decyzji wskazuje się wskaźnik śmiertelności w wypadkach motocyklowych, według którego aż 47% z nich ma mieć miejsce pomiędzy godzinami 22.30 a 4.45. Ale najciekawsze są proponowane kary: za jednorazowe wykroczenie – 100$ kary, ale już za drugi raz – 250$ kary i …konfiskata motocykla. Za trzecie – 500$, konfiskata motorka i zawieszenie prawa jazdy na 90 dni, a za czwarte – 1000%, konfiskata maszyny i pół roku bez prawka. No cóż… Strach się nie bać.
Jednak na Wykopie rozgorzała dyskusja, w której gimbaza od razu się pokłóciła. Jedni chcą kar dla hałasujących nocą motocyklistów, drudzy chcą wolności i odpieprzenia się państwa od prawa obywateli. I tak dalej i tak dalej, a im bardziej wgłąb komentarzy, tym więcej wyzwisk, gróźb i poddawania pod wątpliwość orientacji seksualnej komentujących. No cóż – oto nasz kraj umiłowany i śliczny.
Ale czy aby na pewno nie ma problemu? Na pewno nikt się nie skarży na nocne piłowanie szlifierek na przyosiedlowych drogach? A co tam przyosiedlowe drogi – sam mieszkam kilkaset metrów od śląskiej „średnicówki” i wielokrotnie miałem problem z usłyszeniem dialogów wieczornego filmu w TV, gdyż w tym samym czasie jakiś przychlast odkręcał manetę na maksa i cieszył banana z wrzasku wyprutych wydechów. Czy mi się to podobało? Nie – najchętniej załadowałbym mu ten wydech w zadek, żeby wyglądał jak wydechowa pacynka. Jednak niezależnie od tego, jak by mnie to nie rozwścieczyło, nie rozumiem koncepcji odpowiedzialności zbiorowej, do której tak pięknie się skłania wielu internetowych dyskutantów tego fakowego newsa. Wciąż utrzymuję, że odsetek idiotów jest taki sam, niezależnie od tego czy analizujemy społeczność motocyklistów, kierowców samochodów czy pszczelarzy. I to naprawdę nie jest duży procent – idiotów widać, bo są po prostu sprytnie rozstawieni. Ale nie oznacza to, że 99,9% posiadających mózgi użytkowników dowolnych pojazdów ma odpowiadać za 0,1% tych, którzy miast mózgu mają rozbełtaną breję. A co do wolności robienia czego dusza zapragnie. To i owszem piękna idea, ale pod warunkiem, że korzystający z wolności rozumie, że jego wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innego człowieka. I nie trzeba do tego pisać żadnego nowego prawa. Wystarczy ludzka przyzwoitość… Czyż nie?
http://bigbiker.pl/godzina-policyjna-dla-motocykli/
oops.. wcięło mój komentarz:
Celniej się chyba nie dało! Zgadzam się w 100%
Niedawno odebrałem mój upragniony dokument („zrobiony” w innym kraju i w innym języku – aby nie było za łatwo..hehe) i już słyszę komentarze w stylu „następny wariat na bike’u”…. Ot… stereotypy.. jak z tym pijanym, polskim złodziejem na wyjazdach za pracą….
Oczywiście, że nie można uogólniać i karać wszystkich za odsetek motocyklistów. Jednakże moim zdaniem kary dla bikerów na szlifierkach, którzy latają w środku nocy bez DB killerów i do odcięcia powinny być surowsze. Ci ludzie są totalnie bezkarni i niszczą starannie budowaną opinię o motocyklistach. Niejednokrotnie lubię jeździć nocą po mieście, w moim mieście istnieje również grupa (Nocna jazda motocyklem bez celu), ale nie wyobrażam sobie żeby robić to w taki sposób, by utrudniać życie innym mieszkańcom.
To po co w ogóle pozwalać motorom jeździć? Głupota z tą godziną policyjną!
w punkt!