Jak przetrwać motocyklową zimę? Jak przeżyć od momentu, kiedy odpinasz od motocykla akumulator, by zanieść go do domu na przezimowanie w pokojowej temperaturze.? A przecież to bardzo smutny moment…
Oznacza to definitywny koniec sezonu. To wówczas przestajesz się łudzić nadzieją, że jeszcze może przydarzyć się choć jeden dzień na krótką przejażdżkę. Jeden, jedyny dzień… ale nic z tego, bo przecież taki mamy klimat. Od razu też zaczynasz marzyć o emeryturze w ciepłych krajach, na tyle ciepłych, by sezon motocyklowy mógł trwać cały rok. Ale do emerytury jeszcze daleko, co więcej, z każdym kolejnym rządem w tym kraju – coraz dalej. Wracasz więc do domu, stawiasz akumulator w odpowiednim miejscu, otwierasz piwo i natychmiast zaczynasz żałować, że nie jesteś niedźwiedziem, który jest zdolny przekimać do wiosny. Po prostu zasnąć i obudzić się któregoś tam marca, zobaczyć promienie słońca świecące przez okna i pognać do garażu, by dosiąść ponownie swoją maszynę. Miast tego czeka cię cholernie długa zima. A im bardziej o tym myślisz, tym zima wydaje ci się dłuższa. I nie czarujmy się, nie zostały „tylko” cztery miesiące zimy – zostały „aż” cztery miesiące. No i co tu teraz począć? Hm… Postanowiłem zrobić krótki przegląd sprawdzonych osobiście i nieosobiście sposobów na to, jak przetrwać motocyklową zimę:
Motoawantura
Udzielasz się na jakimś motocyklowym forum? To znakomicie. Najlepiej – co wskazuje wiele przykładów – jest po sezonie się tam z kimś o cokolwiek pokłócić. Z kim? No, najlepiej ze wszystkimi na raz. Temperatura sporu, szczególnie w naszej narodowej mentalności, szybko wzrośnie. Wraz z nią wzrosną emocje i czas zimowy zacznie szybko lecieć. Tylko od twojej własnej inwencji zależy, czy każda z faz kłótni (początek, zaognienie, dołączenie postronnych, biorących czyjąś ze stron, chwilowe wygaszenie, podkręcenie, pierwsze jaskółki pojednania, zbiorowy foch, pojednanie itd., itp.) będzie w takim samym stopniu energetyzująca długie, zimowe wieczory. Niestety, to rozwiązanie i owszem skraca czas zimy i wciąż każe nam oscylować wokół motocyklowych tematów, jednak na dłuższą metę odbiera energię wszystkim na około, kładzie się cieniem na motocyklowych relacjach i generalnie, jak każda kłótnia, skraca nam życie. Są jednak tacy, którzy co zimę stosują je z wielkim zapałem.
Motowizja
Masz kablówkę, satelitę czy inny dekoder tv? To znakomicie. Możesz sobie oglądać (lub pod nieobecność nagrywać) niezliczone ilości motocyklowych programów. Od wyścigów na kanałach sportowych, poprzez warsztatowe (jak złożyć choppera w ciągu 25 minutowego programu), poradnicze (jak naprawić ruska, którego nie da się naprawić), przygodowe (jak przejechać przez Alpy i się nie zmęczyć), brandowe (dlaczego dana marka jest najfajniejsza, a inne nie) itd, itp. Ostatnio bryluje w tym np. kanał Adventure HD (dla zaciekawionych to 85 numer na C+). To rozwiązanie też jednak nie jest najszczęśliwsze. Siedzisz przed tv, patrzysz na motocykle i szlag cię trafia, że ktoś jeździ, gęba mu się śmieje i tym kimś nie jesteś ty. Trzeba dużej dozy samozaparcia, żeby nie zazdrościć.
Motolektura
Szkoda ci było czasu latem na motocyklowe lektury, bo wolałeś śmigać? Teraz jest odpowiedni moment żeby to nadrobić. Wprawdzie zarówno motocyklowych książek, blogów, jak i prasy u nas co kot napłakał, za to w anglojęzycznej przestrzeni internetowej jest już tego cała masa. No, trzeba jeszcze opanować angielski na poziomie możliwości czytania ze zrozumieniem bez słownika, ale umówmy się: skoro nauczyłeś się jakoś polskiego uznawanego, za najtrudniejszy język świata, to z angielskim, uznawanym za najłatwiejszy, raczej nie powinieneś mieć problemów. Tym bardziej, że poza Wielką Brytanią przestają już obowiązywać restrykcyjne językowe zasady i w wielu wypadkach czytając prasę australijską, kanadyjską, a już na pewno amerykańską, szybko się zorientujesz, że sam byś to napisał lepiej. Oni tam naprawdę się nie przejmują językiem tak jak my i najprawdopodobniej jeśli sam czegoś nie rozumiesz, to większość pobratymców autora tekstu też ma ten problem, ale oni się przynajmniej tym nie przejmują. Słabość powyższego rozwiązania jest podobna jak w poprzednim: czytanie o jeżdżeniu na motocyklu nijak nie zastępuje samej jazdy. Co więcej: złośliwie nam nieustannie przypomina, że jak się czyta, to się nie jeździ… Bo taki mamy klimat, ale zdaje się, że to już ustaliliśmy…
Mototunning
Jak masz motocykl to wiesz, że nie ma takiej rzeczy, której nie dałoby się do niego dodać, wymienić na lepszą, czy w ogóle kupić, nawet gdy jest niepotrzebna, ale za to fajna. A co tam, nie ma niefajnych motocyklowych pierdół. Więc możesz łazić po motocyklowych sklepach, przeszukiwać internet i wydawać ostatnie zaskórniaki w tajemnicy przed żoną na te wszystkie „niezwykle potrzebne rzeczy”. Możesz się oczywiście poszczycić się chwilowym szczęściem, kiedy coś się zepsuło i trzeba naprawić. Wtedy nie musisz łgać w żywe oczy, że to właściwie wydana kasa, tylko kupujesz, bo przecież trzeba naprawić. Ale umówmy się: jeśli naprawa nie wymaga wyjęcia silnika i innych tego typu atrakcji, to nie zajmie ci przecież całej zimy, tylko maksymalnie kilka wieczorów. W zestawieniu z czterema miesiącami motocyklowej posuchy to naprawdę niewiele. Tunningowanie motocykla jest absolutnie genialną zimową rozrywką – wymusza pobyt w garażu i stałą łączność z maszyną. Do tego oczywiście dochodzi rozrywka pod postacią piwa, muzyki, fotela z masażerem, ale o tych pięknych garażowych rozmaitościach pisałem już wcześniej. To rozwiązanie – wprawdzie o niebo lepsze od trzech poprzednich – ma też swoją wadę. Niestety, uszczupla zasoby portfela w sposób szybki i niewiarygodny. No cóż – coś za coś!
Spannering
O tym rozwiązaniu już również pisałem, ale lata doświadczenia każą mi uznać, że nie ma lepszego sposobu na zimę. Mimo dziwnie brzmiącego terminu zjawisko, które ten termin opisuje, jest niesłychanie proste. Po prostu idziesz po południu do garażu, by spędzić czas ze swoim motocyklem czy trzeba, czy też nie trzeba. Nie ma to najmniejszego znaczenia. Jak jesteś sprytny, to zawsze sobie coś znajdziesz przy motocyklu do roboty, a jak ci brak sprytu, to możesz nadrobić prostym przykręcaniem i odkręcaniem tej samej śrubki. Możesz też po prostu siedzieć. Siedzieć i nic nie robić. Nawet nie myśleć. Medytacja jest teraz coraz to bardziej modna, więc nawet jak cię na tym bezmyśleniu ktoś nakryje, to powiesz, żeby ci nie przeszkadzał, bo właśnie inkantujesz w myślach bezgłośną głoskę Ohm – najświętszy dźwięk Wszechświata. Zresztą to bez znaczenia. Znaczenie ma wyłącznie to, żeby pośrodku zimy, w garażu, we własnej samotni dotknąć motocyklizmu. Tak jest po prostu łatwiej przetrwać motocyklową zimę.
Mojemu cacku w tamtym roku nic nie pomogło, teraz trzymam go w domu :]
codziennie widzę co najmniej jednego motocyklistę na drodze i zastanawiam się, jak to jest możliwe