Motorcycle fail, czyli festiwal głupoty

Zawsze oglądam wszelkiego typu kompilacje spod znaku „motorcycle fail”, bo to doskonała lekcja poglądowa czego nie należy robić na motocyklu. Bo jakoś tak się dziwnie składa, że 99% tych wszystkich przypadków ma swoje źródło w ludzkiej głupocie i gdyby nie ona to nic by się złego ani motocyklistom ani też motocyklom nie przydarzyło. A tymczasem się przydarza i to w zawrotnym tempie – bo przecież takich filmików co rusz przybywa. Kiedy się im dokładniej przyjrzeć, to można nawet tę ludzko – motocyklową głupotę podzielić na pewne określone typy. Z jakim typem mamy do czynienia, zazwyczaj widać już po minie motocyklisty, który siedzi na motocyklu, patrzy w obiektyw kamery i od razu wiadomo, że za chwilę zrobi coś tak piramidalnie głupiego, że trudno w to będzie uwierzyć.

Dostrzegłem, że nawet jeśli gościu siedzi w zamkniętym kasku, to jakaś taka aura emanuje z tej postaci, to można być pewnym, jaka  mina się za tym kryje się. Zawsze taka sama, czyli mina pod tytułem: „zaraz wam wszystkich pięknie zaprezentuję jakim debilem jestem!” Ale przyjrzyjmy się poszczególnym typom:

Typ 1. Nie przez takie góry żeśmy ze szwagrem skakali

Tu mamy do czynienia z podwójną głupotą – z jednej strony koleś zaraz będzie wykonywał jakiś kaskaderski numer, z drugiej strony przygotował sobie kamerę, żeby owoce tej klęski było dokładnie widać. I wtedy wykonuje numer stulecia – rozpędza się, wjeżdża na rampę, na skocznię, na górkę, z górki, na mostek, przez wodę. Możemy tutaj wstawić dowolną konfigurację. Zawsze przyświeca temu złudna idea, że tym razem to już na pewno się uda. Niestety, nie udaje się, bo w najlepszym wypadku koleś ląduje na dupsku, a motocykl w rzece lub wbity w zbocze pagórka.  Tutaj też mamy narodowy akcent, bo przoduje w tym Polak, niejaki Marcin Łukaszczyk. Mają z niego polewkę na Visodormie i trzeba przyznać, że pacjent jest niezmordowany. Po zaliczeniu tylu gleb i upadków, aż dziw bierze, że jeszcze żyje. Zresztą zobaczcie sami:

Tutaj należy się wyjaśnienie po komentarzu Shadoka. Otóż na filmie widzimy przyszłego mistrza Polski. To dużo zmienia – i oznacza, że koleś jest i owszem niezmordowany, ale za to jednak do czegoś mu to było potrzebne i w końcu na swoim postawił!!!

Typ 2. Co, ja nie dam rady?

Tu mamy wszystkich cwaniaków palących gumę, którzy kończą tę zabawę wkomponowani w garaż lub jakiś przypadkowy pojazd mechaniczny. Na poniższym filmie (2.29) widzimy sympatycznego rodaka z zielonym Kawasaki, który był tak uroczy, że przed swoją dziewczyną zapragnął zademonstrować wyczyn nie lada – a mianowicie palenie tylnego lacia, stojąc z przodu motocykla. Jak zrytą trzeba mieć beretkę, żeby sobie wymyślić, że ma się silniejsze nogi niż moc Ninjy? I efekt jest przewidywalny, czyli koleś razem ze sowim motorkiem ląduje w objęciach płotu. Skąd zaś wiemy, że to nasz rodak? Otóż jego niezwykły wyczyn zostaje skwitowany słowami jego dziewczyny: „Zajebisty jesteś!” Zostawmy go zatem leżącego pod płotem i pławiącego się w swojej zajebistości.

Typ 3. Jestę kaskaderę

Tu mamy cały zestaw gości, którzy koniecznie chcą udowodnić światu, że potrafią zrobić wheelie. Oczywiście na końcu okazuje się, że to nie oni robią wheelie, tylko wheelie robi ich. No, powiedzmy, że w konia, choć przychodzi mi na myśl co innego. W każdym razie to wszystkie te cwaniaki, które mają lans na szkło i jak tylko pojawiają się obserwatorzy, to goście natychmiast podnoszą motocykl na tylne koło, po czym to ich trzeba podnosić z asfaltu. Inna rzecz to to, że często taki manewr przychodzi im do głowy w jadącej kolumnie lub grupie motocyklistów. I – co widać na tych filmikach – często kończy się to tak, że motocyklista jadący z tyłu, siłą rzeczy przyrąbuje w to nieudane wheelie i mamy dwie kraksy zamiast jednej. To już jest dość spora dawka braku odpowiedzialności i narażania innych uczestników drogi na wypadek. A co powiemy o takich pajacach, którzy próbują robić wheelie z pasażerem. To tak, jakby wyjść na balkon na trzecim piętrze i zaprosić kumpla lub kumpelę, by wyskoczyli razem z nami. Bo przecież razem raźniej. Szczególnie jak się ma na sobie gatki w kwiatki i podkoszulek.

Typ 4. Daj się przejechać

W sumie to wieloznaczny tytuł. Bo z jednej strony delikwent bardzo chce pokazać, że potrafi jeździć i kieruje swą prośbę o pozwolenie na taką demonstrację do właściciela motocykla, by „dał mu się przejechać”. Z drugiej strony mam wrażenie, że to „daj się przejechać” kierowane jest bezpośrednio do motocykla, czym ten ostatni się odwdzięcza i rzeczywiście po delikwencie w efekcie „przejeżdża”. Ten typ ma jeszcze jedną charakterystyczną cechę, po której jest łatwo rozpoznawalny. Otóż brak obycia z motocyklem w połączeniu z atakiem paniki powoduje, że kolesiowi na odkręconej manetce gazu zaciska się dłoń i nie chce odpuścić. No, bo jeśli tracimy nad czymś kontrolę, to próbujemy ją odzyskać chwytając za to coś kurczowo. Do tego jeszcze w poszukiwaniu równowagi delikwenci rozstawiają szeroko nogi, przez co tracą możliwość użycia tylnego hamulca. Efekt jest taki, że motocykl miast się zatrzymać, to jedzie, wlokąc za sobą wystraszonego gamonia kurczowo ściskającego kierownicę.

 

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami Motorcycle fail. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na „Motorcycle fail, czyli festiwal głupoty

  1. Shadok pisze:

    Dla Marcina Łukaszczyka to raczej „chapeau bas”… a nie śmiech… (Pewnie gdyby wyciekły pierwsze skoki np. Ogłazy to też by ludki mieli „polewkę”, może się mylę oczywiście i „loopy” wyssał z mlekiem… dosiadł i zrobił…). Marcin, tak na koniec, żyje, jest wicemistrzem Polski FMX z 2012… :-)

  2. Big Biker pisze:

    dzięki za info – tego nie wiedziałem i pozwoliłem sobie na czerwono uzupełnić wpis:-)

  3. Lucky pisze:

    Swietny blog Big Biker, czyta mi sie go z niesamowita lekkoscia z dala od podzialow i szumu ktory panuja na motocyklowych forach internetowych przy ktorych twoj blog jawi sie jako dobrze wywazony i spojny w mojej opini. A mimo to w niektorych kwestiach nie zgadzam sie z toba rowniez co normalne kilka z artykulow ominalem gdyz nie uwazam ich za istotne dla mnie ale to juz kwestia indywidualna.
    Chcialem tylko powiedziec ze troszke pochopnie oceniles chocby pierwsza osobe z przytoczonych tutaj przykladow. Sam ogladajac najpierw film a dopiero pozniej czytajac sprostowanie pomyslalem juz wtedy jedynie o tym ze tak nie wyglada debil ktory pajacuje, popisujac sie przed innymi na motocyklu a raczej czlowiek w trakcie treningu ktory wykazuje bardzo duzo samozaparcia by osiagnac swoj cel. Mozna to stwierdzic chocby po tym ze rdla pajaca nie bylo by raczej przyjemnosci spotkac sie z gleba tyle razy ile wydarzylo sie podczas tego filmu. Pajac spotkal by sie raz, gora dwa i poszedl z placzem albo wyladowal w szpitalu za to w tym przypadku Marcin ma opanowany do perfekcji upadek kontrolowany co rowniez swiadczy o jakims profesjonalizmie.
    Blog jest piekny tylko troszke ruszyla mnie twoja nieostroznosc w spontanicznej ocenie tego chlopaka.
    I jeszcze chcialem dodac ze nasz rodak z Zielonym Kawasaki raczej w mojej opini nie postawil na moc swoich nog a przypadkowo zwolnil przed i hamulec podczas odkrecania manety.

    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *