Czemu kierowcy zajeżdżają tak często drogę motocyklom, na przykład wyjeżdżając z drogi podporządkowanej i wymuszając pierwszeństwo? Dlaczego tak często źle oceniają odległość od motocykla i czas, w którym się do nich zbliży? Być może odpowiedzią na te pytania jest praca amerykańskiej profesor Patrici Delucia z departamentu psychologii Texas Tech University. Otóż bada ona dość frapujący efekt, a mianowicie pewien skrót, którego dokonuje nasz mózg w ocenie odległości zmierzającego w naszą stronę obiektu. Dzieje się tak dlatego, że mózg jednocześnie dokonuje dwóch ocen odległości przedmiotu w stosunku od jego wielkości. W pierwszej ocenie analizowany jest sygnał pochodzący z odbicia obiektu w siatkówce oka, a dokładniej sposobu rozszerzania się tego odbicia w miarę zbliżania do obserwatora. Jednak w drugiej ocenie mózg stosuje tzw. „efekt kciuka”, czyli analizę proporcji wielkości obiektu w stosunku do odległości tego obiektu od obserwatora. To dokładnie taka sama ocena, jakiej dokonują artyści chcąc przenieść na płótno właściwe proporcje malowanego obiektu za pomocą wyciągniętej przed siebie wyprostowanej ręki z zadartym do góry kciukiem. I dopiero na podstawie tych dwóch ocen mózg ustala „domniemaną” odległość, a co za tym idzie, szybkość zbliżania się obiektu. I właśnie pojawia się nasz problem. Profesor Delucia przeprowadziła badania, w których w komputerowej symulacji badani oglądali dwa zbliżające się ze stałą prędkością obiekty – mniejszy i większy i mieli ocenić, który z tych obiektów przybliży się do nich jako pierwszy.W kolejnych kontrolnych próbach większość badanych wskazywała, że to większy obiekt zbliży się pierwszy. To przełom w badaniach percepcji – twierdzi pani profesor. Do tej pory wierzono, że mózg dokonuje oceny na podstawie najbardziej bieżących informacji, czyli mówiąc wprost obserwacja zbliżającego się obiektu podlega nieustannej korekcie. Tymczasem percepcja takiej sytuacji nie jest oparta tylko i wyłącznie na tzw. „niezmiennych optycznych”, ale czerpie również z innych źródeł informacji – w tym z „efektu kciuka”.
Bardzo możliwe, że to właśnie ta cecha naszego umysłu jest odpowiedzialna za wiele wypadków z udziałem motocyklistów, które są skutkiem złej oceny odległości i szybkości zbliżającego się motocykla dokonywanej przez kierowcę samochodu. To dla motocyklistów bardzo ważna wskazówka. Jeśli efekt nazwany przez prof Delucię – „efektem rozmiar – przyjazd” rzeczywiście jest tak powszechny, to warto go wziąć pod uwagę, widząc z daleka samochód próbujący się włączyć do ruchu z drogi podporządkowanej. Zgodnie bowiem z tym efektem jest spora szansa na to, że kierowca zajedzie nam drogę w momencie, w którym się tego nie spodziewamy. W jego ocenie przecież zbliżymy się do niego dużo później niż w rzeczywistości.
Profesor Delucia już zapowiada kontynuację badań w tym obszarze.
Dzień dobry bardzo!
Całkiem ciekawy ten felieton jest.
Tyko ni jak ma się do rzeczywistości.
Jak się jeździ poważnym motocyklem, jakim jeździ Pan, Panie Jarosławie, to nie kręci sie po drodze tylko się jedzie.
I mądry motobiker tak właśnie jedzie.
Spokojnie, z dystansem do innych.
Jak misio dosiędzie szlifierkę, to śmiga zawijasami i nie pamięta o stosunku mocy do masy.
Nawet nie wie, że na drodze hamowania ma tylko 20 cm powierzchni tarcia i mało masy, która go przyciśnie do matki Ziemi.
Operator czterokołowego pojazdu patrzy czy coś nie jedzie (pomijając tych, którzy słabo patrzą).
Spojrzy i nie widzi na swym pasie nic, wyjeżdża.
A tu nagle pojawia się sprytny moto, który wygazował z lewego przez środkowy do prawego pasa.
I kolizja jest.
Reasumując.
Nie będzie wypadków, jeśli my, motocykliści, zaczniemy myśleć…
Czesiek Wiesiek.
wprawdzie wpis nie był o tym, ale tutaj się w pełni zgadzam – zacznijmy myśleć, a na pewno wypadków będzie mniej… dużo mniej… pozdro
Dodatkowo jest jeszcze jedna, niefajna (z punktu widzenia innych kierowców) cecha motocykla, mianowicie jedno światło przednie. Widząc z daleka dwa światła samochodu widzimy, jak się „rozszerzają”, co daje nam dość dobre pojęcie o prędkości zbliżania się auta. W przypadku motocykla taką rolę mogłyby pełnić „nie całkiem legalne” w naszym kraju obrysówki (świecące kierunkowskazy), chociaż i tak szansa, że oślepiony reflektorem współużytkownik drogi będzie w stanie je zobaczyć jest nieduża.
Grunt to mieć tego świadomość i odpowiednio dopasować technikę jazdy.