Oto portal money.pl w jednej z relacji XVII Forum Ekonomicznego w Krynicy donosi, że prezes Ursusa, p. Karol Zarajczyk ogłosił światu nowinę. Mianowicie Ursus, miasto Świdnik i zakłady PZL Świdnik chcą wyprodukować legendarną WSKę. Jednak już w następnym zdaniu cytowanym przez portal szczęka nam musi opaść do samej ziemi. Bo pan Karol (właściciel Vespy) oznajmia, iż nowa WSK będzie miała silnik elektryczny, co ma stanowić pomost pomiędzy legendą a teraźniejszością.
No cóż… pamiętam jak jeden prezes również bardzo się troszczył o motocyklizm, będąc jednocześnie amatorem skuterów. Skończyło się jak zwykle, czyli wielką ściemą, dzięki której motocykliści musieli bulić dokładnie tyle samo, co kierowcy samochodów za przejazd odcinkiem autostrady A4 Katowice – Kraków. Za czasów skuterowego prezesa Stalexportu i jego PR-owych doradców „nic nie dało się zrobić”. Po czym zmienił się prezes i nagle się okazało, że i owszem motocykle mogą jeździć „A czwórką” taniej. Oczywiście ta historia nie powinna rzutować na kolejnych prezesów jeżdżących na Vespach i posiadających motocyklowe marzenia. Co więcej – naprawdę kibicuję panu Karolowi i jego planom, jednak mam wątpliwości. Nawet więcej niż jedną, więc zacznijmy od początku:
1. Ostatnia WSKa produkowana w największej pojemności, czyli 175 cm opuściła fabrykę w w 1978 r. Był to model Perkoz (M21W2). Rozwiązania technologiczne tego motocykla mają zatem już prawie 40 lat. To, moi drodzy, przepaść. Wskrzeszenie tego motocykla w tamtej wersji jest zatem zasadne wyłącznie wówczas, kiedy chcemy od razu wyprodukować egzemplarze kolekcjonerskie, które będą się i owszem nadawały do ślicznych muzealnych ekspozycji, natomiast już nie do jeżdżenia.
2. Cokolwiek byśmy nie zrobili z dawną WSKą, by ją unowocześnić i przystosować do konkurowania z innymi moto, to… już nie będzie to WSKa! Bo WSK to silnik jednocylindrowy o maksymalnej pojemności 173,8 cm. Zapakowanie do niej v-twina, czy czegokolwiek innego, zaprzepaszcza pomysł reaktywacji. Bo reaktywacja oznacza ponowne uaktywnienie czegoś, co już istnieje. Tak jak w filmie”Matrix Reaktywacja” kolega Neo i spółka mają nowe przygody, tak reaktywowany motocykl WSK może mieć nowe przygody, ale nie przestaje być jednocylindrową WSKą. Jeśli zaś nie jest – to nie jest to reaktywacja, ale jedynie twórcza impresja na temat.
3. Zaś „twórczą impresję na temat” znamy już z takich kwiatków jak popłuczyny Junaka, czy Rometa. Moja żona miała Romecika z Chin. W języku ludzi kulturalnych (cytując klasyka) nie ma określeń, za pomocą których można by było oddać całą beznadzieję, absurd i dramatycznie kiepskie wykonanie mechaniki tego sprzętu. Junak też wygląda nie jak Junak, ale jak kupiona na AliExpresie super kiecka. Krój ten sam, kolor ten sam, ale całościowy efekt już wyłącznie żałosny.
4. Silnik elektryczny? Serio? Do WSKi? To może od razu zróbmy z niej quadrocopter! Po co ma jeździć, skoro może latać? A tak poważnie? Silnik elektryczny do WSKI można wymyślić wyłącznie na Vespie (sorry panie Karolu!). Bo to jak odebrać Harremu Poterowi różdżkę, Ciciollinie kwiatowy wianek, a prezydentowi Dudzie Twittera. Jak to mawiał Asterix: „smak ten sam, zapach ten sam, ale to nie napój magiczny, tylko zupa z brukselek”. A zresztą pobawmy się wyobraźnią: oto panna młoda cieszy się z motocyklowego zamążpójścia, bo koledzy pana młodego przyjadą z hałasem pod kościół. Więc dopytuje swego wybranka:
– A ilu przyjedzie?
– Oj, dużo – z dumą odpowiada pan młody
– I wszyscy na motocyklach? – dalej dopytuje przyszła żona
– No, na nowiusieńkich, ursusowskich WSKach – dalej z dumą odpowiada przyszły mąż
– No to chyba nie musisz ich tak cały czas wypatrywać – upewnia się panna młoda – bo przecież będzie ich słychać, nie?
– Muszę – odpowiada pan młody, bo wie, że nikogo i niczego nie będzie słychać. Kurtyna!
Na koniec prośba do pana prezesa Karola. Szanowny Panie. Naprawdę trzymam za pana kciuki. Naprawdę kibicuję i naprawdę doceniam Pański zapał, umiejętności, menadżerskie doświadczenie i talent. Ale proszę to wykorzystać inaczej. Nadarza się bowiem znakomita okazja – jest pan prezesem świetnej dużej firmy o olbrzymich możliwościach. Dogadał się pan z miastem Świdnik i drugą fascynującą firmą z olbrzymimi tradycjami PZL Świdnik. Czuje pan pod skórą, że motocykle w Polsce nie tylko są legendarne, ale też przyciągają zainteresowanie setek tysięcy użytkowników (potencjalnych klientów). To idealna okazja. Nie do tego, by reaktywować. Ale do tego, by stworzyć świetny produkcyjny, mocny, solidny i niezawodny polski motocykl na miarę potrzeb obecnych czasów. To może być o wiele bardziej fascynująca przygoda niż reanimacje, reaktywacje czy jakiekolwiek inne „acje”. Pozdrawiam!
Panie Jarosławie, to co mi się nasuwa na myśl, po przeczytaniu tego wpisu, to pański okrutny pesymizm odnośnie kierunku, w którym cała historia potencjalnie się rozwinie. Pan Zarajczyk nie wydaje się być decyzyjnym i jak sam zaznacza, jest jedynie jednym ogniwem w całej tej konfiguracji, udostępniającym linie produkcyjne, dział R&D i generalną pomoc przy ewentualnym projektowaniu i wytwarzaniu. Pomysłodawcą i jednostką, która całym tematem ma zawiadować, jest miasto Świdnik. Co natomiast nie zostało wspomniane, a według mnie ma dosyć istotne znaczenie w całej tej historii, jest fakt, że – jeśli dobrze pamiętam – Pan Grzegorz Doroba, inicjator muzeum motocykli WSK, również jest żywo zainteresowany i chyba nawet częściowo zaangażowany w procesie wskrzeszania owej marki. Zapewne nie byłby on fanem mariażu tego, co było z bezdusznym napędem elektrycznym.
Podsumowując, jestem niemal pewien, że finalny kształt tego, co zacznie powstawać w zakładach Ursusa (jeśli w ogóle), będzie podyktowany przede wszystkim przez tych, którzy zainicjowali pomysł i pociągną to w odpowiednim kierunku.
Kibicujmy i bądźmy dobrej myśli! 🙂
Strasznie Pan marudzi Panie Autorze, tymczasem nowa WSKa (o ile powstanie) może odnieść sukces wyłącznie jako:
A) Chiński motocykl z nalepką z logo WSK (czyli droga Rometa i Junaka)
B) Motocykl elektryczny.
Dlaczego? Ano dlatego, że opracowanie i wyprodukowanie w Polsce od zera silnika spalinowego spełniającego normę Euro4 + resztę motocykla (nawet gdybyśmy większość komponentów wzięli od poddostawców) wystrzeliłaby cenę finalnego produktu w rejony większych pojemnościowo japończyków. Nikt z czystego sentymentu nie kupiłby WSKi, gdyby w tej samej cenie dostał mocniejszy, sprawdzony i lepszy jakościowo motor z Japonii, Włoch czy Niemiec.
W przypadku napędu elektrycznego koszty R&D są znacznie mniejsze – taka inwestycja jest też bardziej przyszłościowa wobec aktualnych trendów (skoro nawet HD zaprezentował motocykl elektryczny, a BMW elektryczny skuter już sprzedaje…).
Poza tym pisze Pan – to nie byłaby WSKa, bo nie taki silnik, bo nie taka technologia. No pewnie, że nie, tak samo dzisiejszy Triumph Bonneville nie powinien się móc nazywać Bonneville, bo nie ma gaźnika. A Scrambler Ducati przecież powinien mieć jeden cylinder a nie dwa!
Nawet gdyby WSKa była spalinowa, to na pewno nie zostałaby dwusuwem i na pewno miałaby sensowniejszą z punktu widzenia pojemność niż 175ccm. Czyli i tak by Pan był niezadowolony 🙂
Pozdrawiam i liczę na to, że za parę lat wueskę (choćby i elektryczną) będzie można kupić.
Ja będę czekał na te WSK’e, być może ta gadka o połączeniu legendy z teraźniejszością jest tylko gadaniem, a motocykl poza wyglądem zbliżonym do pierwowzoru może nie mieć z nim nic wspólnego. Może w ten sposób wyjdzie to na lepsze? 🙂
WSK 125, to czasy mojej młodości. Pamiętam, jak z kolegami śmigaliśmy po okolicznych miejscowościach, często nawet poza sezonem. Trochę mnie martwi jednak ta „nowoczesność” bo klasyk miał w sobie coś unikalnego.
Moim zdaniem ciężko będzie im przywrócić ducha i magię PRL. Motocykle z tamtych czasów miały w sobie coś wyjątkowego. Najlepsze jest, to że motocykl można było naprawić jednym kluczem i śrubokrętem.
No i plan spalił na panewce z powodu problemów finansowych Ursusa 🙁