Wczoraj zobaczyłem pierwszy z trzech odcinków serialu Discovery „Harley and the Davidsons”. Kawał dobrej, filmowej roboty – maksymalna dbałość o szczegóły, dużo motocyklowej historii i Ameryka początku XX wieku w tle. I tylko jeden zgrzyt: postać Georga M. Hendee – wnerwiająca, okrutna, złośliwa i pyszna. Nic dziwnego to przecież twórca konkurencyjnej marki Indian, więc trzeba na nią wylać wiadro pomyj.
Historia zaczyna się w 1901 r. kiedy 20-letni William Harley snuje plany konstrukcji nowego silnika o pojemności 116 cm. W końcu wraz z pomocą przyjaciela Artura Davidsona udaje mu się osadzić silnik na rowerowej ramie i pierwsza przejażdżka staje się możliwa. Do zespołu dołącza brat Artura, William Davidson. I tak powstaje pierwsza nazwa marki Davidsons Harley. Potem rozpoczyna się historia firmy, perturbacje, kłótnie, eksperymenty, pierwsze wyścigi i oczywiście konkurencja na rynku motocyklowym. Nie chcę zdradzać fabuły serialu, bo naprawdę warto go obejrzeć, ale przyjrzyjmy się tylko jednemu wątkowi serialu, który, co tu dużo mówić, trochę mnie rozczarował. Chodzi mianowicie o przedstawienie konkurencji HD, czyli Indiana, a dokładnie jego twórcy Georga M. Hendee. Oto widzimy małego cwaniaczka, grającego nieczysto konkurenta, którego marketingowe posunięcia przeszkadzają chłopakom z HD i utrudniają im życie. A to Hendee nie zezwala im na start w wyścigu, ponieważ ich prototyp motocykla przekracza dopuszczalną w konkurencji wagę – co oczywiście przedstawione jest jako straszny gwałt na wspaniale się rozpoczynającej karierze chłopaków. A to widzimy, jak Hendee rozszerza swoją sieć dealerską koptując do współpracy właścicieli salonów motocyklowych. Jakąż to zbrodnię popełnia? Otóż oferuje akcje Indiana za to, że właściciel sklepu podpisze kontrakt na wyłączność sprzedaży motocykli Indian. Och, ty niedobry Hendee, jak możesz robić takie straszne rzeczy? I tak przez cały film – twórca Indiana jest przysłowiowym wrzodem na dupie dzielnych chłopaków, którzy, jak wynika z filmu, wymyślili motocykl. A jaka jest prawda, którą serial Discovery zdaje się przemilczać?
Po pierwsze, kiedy w głowie Williama Harleya pojawia się pomysł silnika motocyklowego, tak naprawdę motocykle są na rynku amerykańskim już od lat. I to nie jedna marka, ale kilkadziesiąt. Co więcej, pierwsza manufaktura Hendee’go powstaje w Springfield już pięć lat wcześniej – w 1896 roku, kiedy to Hendee z niejakim Nelsonem zakłada spółkę Hendee & Nelson. Ale zaraz, zaraz… Skąd się w ogóle wziął George Hendee? W serialu słyszymy zdawkowe informacje, że to jakiś zawodnik, jakiś rajdowiec, generalnie słynny bufon i cwaniak. W rzeczywistości George M. Hendee już w 1886 roku wygrywa motocyklowy wyścig United States National Amateur High Wheel Championship, ustanawiając w tym wyścigu nowy rekord świata szybkości przejazdu, który nie zostanie pobity przez kolejne sześć lat. Hendee przez wiele lat jest niepokonanym mistrzem motocyklowych wyścigów – z 309 zorganizowanych zawodów wygrywa aż 302!
Kolejna serialowa wtopa to rozmowa braci Davidsons o tym, jakie marketingowe możliwości daje przekonanie kobiet do jazdy na motocyklach – przecież będą mogły jeździć na zakupy, na wycieczki itd. Ale super, wspaniały pomysł, jak dobrze, że nikt na to wcześniej nie wpadł. Problem jednak w tym, że i owszem wpadł. Oto właśnie w Springfield w 1896 roku fabryka Hendee & Nelson wyprodukowała dwa modele motocykli: Silver King oraz Silver Queen. Ten, drugi, jak się łatwo domyślić przeznaczony był właśnie dla kobiet. Zatem kiedy w serialu widzimy odkrywczą rozmowę Davidsonów o kobietach na motocyklach, w rzeczywistości te śmigają już na swoich Silver Queenach od ładnych kilku lat. Ale nie dość na tym – kiedy spotykamy serialowego Hendee’go nie wiemy o nim jednej ważnej rzeczy, bowiem nie dowiadujemy się, że ten gość właśnie podnosi się z bankructwa, bo jego fabryka padła w 1898 roku i Hendee tworzy nową firmę pod nazwą Hendee Manufacturing Company i wypuszcza na rynek pierwsze model motocykla właśnie pod nazwą Indian.
Jednak twórcy serialu w jednym momencie się zagapili – oto widzimy wyścig, gdzie główna rozgrywka ma miejsce pomiędzy Williamem Davidsonem dosiadającym motocykl wyposażony już w prototypowy silnik V-Twin i jego konkurenta – zawodnika HMC jadącego na tym właśnie pierwszym modelu Indiana. I w pewnym momencie, w środku lasu nasz kochany Davidson kopie motocyklistę na Indianie, przez co ten się wywraca co umożliwia wygraną Davidsonowi. I co? I nic? Historia toczy się dalej. Niestety, jak wiemy z historii to nie jedyny kopniak wymierzony przez HD Indianowi. Niektóre zaś z tych koniaków były tak celne, że w pewnych momentach po Indianie na amerykańskim rynku nie zostawało ani śladu. Wiem, że historię piszą zwycięzcy, ale, do jasnej cholery, bez przesady! Aż taki zły Indian i dobry HD? Coś tu brzydko pachnie!
Jeśli czyjś wujek z Łameryki znajdzie w stodole Scouta w wieku lat minimum 30-paru to niech da znać 😉
warto obejrzeć. Moim zdaniem klimat jest tylko w pierwszym odcinku, ale całość warta zobaczenia
Mamy te same odczucia 🙂 Piękna amerykańska bajka o dobry i złym w dowolnej interpretacji tego kto pisze scenariusz. Zobaczyć warto dla klimatu, ale czy dawać temu wiarę….